Stara komedia w nowych kolorach

Z „Cyrulika sewilskiego" Natalia Babińska postanowiła zrobić w Łodzi zabawny, nowoczesny spektakl. Prawie się udało - pisze Jacek Marczyński.

Publikacja: 13.01.2014 07:23

W polskim teatrze operowym coraz większe zmiany, skoro młoda reżyserka, nielansowana przez media, w ciągu roku robi drugi duży spektakl. Na dodatek Natalia Babińska nie należy do inscenizatorów, którzy ulegają modzie i w każdym klasycznym dziele dostrzegają obraz dzisiejszych lęków, problemów i obsesji.

Szanuje historyczny kostium, choć go uwspółcześnia. W bydgoskiej „Halce" sprzed kilku miesięcy przerysowane w bogactwie szlacheckie kontusze stały się symbolem moralnie zepsutego świata. Teraz w Teatrze Wielkim w Łodzi XVIII-wieczne stroje i peruki mają ostre kontury, a postaci są jak z dawnych papierowych wycinanek.

„Cyrulika sewilskiego" nie da się na siłę uwspółcześnić. Geniusz Gioacchina Rossiniego polegał na tym, że stworzył operę, która w każdej epoce potrafi bawić muzyką, portretami bohaterów, dynamiczną akcją. Natalia Babińska to rozumie, więc w spektaklu podczas uwertury kompozytor uwidoczniony na ekranie ożywa i puszcza do widzów oko.

Ma być zabawnie, więc spektakl utrzymany w konwencji filmów rysunkowych cieszy oko feerią radosnych kolorów i pomysłową grafiką rysowanych dekoracji. Każda z postaci została tak przedstawiona, że od razu wiadomo, z kim mamy do czynienia.

Szkoda tylko, że Natalia Babińska nie poszła dalej, a może zabrakło jej reżyserskiego doświadczenia, by precyzyjniej poprowadzić sytuacje, wykorzystać dekoracje i rekwizyty. Żart powinien rodzić kolejny żart, bo tak „Cyrulik sewilski" jest skonstruowany.

Strona muzyczna łódzkiego przedstawienia dostosowuje się do koncepcji reżyserskiej. Nie ma słabych punktów, ale brakuje nieco finezji i lekkości, by Rossini w pełni się uśmiechnął. Włoski dyrygent Eraldo Salmieri sprawnie prowadzi orkiestrę, ale mógłby to czynić żwawiej, podkręcając tempo.

W obsadzie nie ma słabych punktów. Najlepiej i najpewniej czuje rossiniowski styl premierowy gość – urugwajski tenor Leonardo Ferrando (hrabia Almaviva). Natomiast gdy Bernadetta Grabias (Rozyna), Aleksander Teliga (Basilio), Grzegorz Szostak (Bartolo) czy Tomasz Rak (Figaro) skupiają się na przebojowych ariach, pojawiają się kłopoty z prowadzeniem frazy, biegłością koloratur, urodą poszczególnych dźwięków.

Wszyscy znacznie lepiej wypadają w scenach zbiorowych, co współgra z duchem  przedstawienia: zgrabnie zaprojektowanego w ogólnej koncepcji. Zabrakło nieco błysku, by było super.

Jacek Marczyński

W polskim teatrze operowym coraz większe zmiany, skoro młoda reżyserka, nielansowana przez media, w ciągu roku robi drugi duży spektakl. Na dodatek Natalia Babińska nie należy do inscenizatorów, którzy ulegają modzie i w każdym klasycznym dziele dostrzegają obraz dzisiejszych lęków, problemów i obsesji.

Szanuje historyczny kostium, choć go uwspółcześnia. W bydgoskiej „Halce" sprzed kilku miesięcy przerysowane w bogactwie szlacheckie kontusze stały się symbolem moralnie zepsutego świata. Teraz w Teatrze Wielkim w Łodzi XVIII-wieczne stroje i peruki mają ostre kontury, a postaci są jak z dawnych papierowych wycinanek.

Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji
Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady
Kultura
Jeff Koons, Niki de Saint Phalle, Modigliani na TOP CHARITY Art w Wilanowie