Tak. Zostałem uformowany w duchu Soboru Watykańskiego II przez Ruch Światło-Życie, założony przez księdza profesora Franciszka Blachnickiego. Chociaż nie pozostałem członkiem tej wspólnoty, to praktykuję jej zasady. Udało się księdzu Blachnickiemu, przy wydatnej pomocy kardynała Wojtyły, moje pokolenie impregnować na głupotę, dewocję i inne złe rzeczy. Zdjąć patynę z polskiej świętoszkowatości. Świadczyć nie tym, co mówimy, tylko tym, co robimy.
Jak kształtowała się pana religijność?
Mój dom był katolicki, ale nie dewocyjny. Czuliśmy się bardzo kochani przez rodziców, chociaż wiele od nas wymagali. Dobrze się miewają i wciąż możemy ich przytulać do serca. Religijność w mojej rodzinie, która pochodzi z Wisły Małej na tak zwanym Zielonym Śląsku, była siłą rzeczy ludowa, na co składały się procesje Bożego Ciała, pasterki. Niezwykle ważne było życie parafialne. Już po przeprowadzce do Gliwic śpiewałem w parafialnym chórze w tamtejszej katedrze św. Piotra i Pawła. Lekcje religii odbywały się w salkach parafialnych i powinno tak pozostać, bo miałem poczucie, że uczestniczę ?w czymś specjalnym. ?Miałem dobrych katechetów i nieinteresujących się niepotrzebnie tym, kto nie chodzi na religię. A dzieci prominentnych działaczy partyjnych, choćby nawet chciały – nie mogły. Ale przynajmniej nie były stygmatyzowane.
Ma pan w dorobku wiele płyt ?z muzyką sakralną ?i o tematyce religijnej.
Tak, ale nie czuję się specjalistą od muzyki sakralnej, tylko cywilem, któremu zależy na tym, żeby przekazać tradycję kolejnym pokoleniom, zapisać ją, utrwalić. Po „Tryptyku", gdy myślałem, że nie natknę się już na tak dobry tekst, skomponowałem w 2011 r. muzykę do „Pasji" Romana Brandstaettera. Miała tylko jedno, prapremierowe wykonanie, na 11 muzyków ?i sześciu aktorów, w tym Danutę Stenkę i Jerzego Trelę. Mam nadzieję, że nadarzy się kolejna okazja. Wcześniej nagrałem „Matko, która nasz znasz", płytę, która była pokłosiem doświadczeń oazowych, „Polskie pieśni wielkopostne" i „Polskie kolędy".