Kinomani znajdą w tym boksie laureata film, który wygrał festiwal — „Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków" Aleksieja Fedorczenki. Rosjanin opowiedział o świecie ostatnich europejskich pogan żyjących w Republice Mari Ełk, w pobliżu Tatarstanu. Na jego film składa się 26 epizodów, poświęconych różnym kobietom. Starym i młodym, szczęśliwym i nieszczęśliwym, pannom i mężatkom. Wszystkie mają imiona zaczynające się na „O". Ale łączy je też magia, która unosi się w powietrzu. I dziwny, nieokiełznany, bardzo naturalny erotyzm.
Fedorczenko kolejny raz wraca do tego świata pełnego naturalnych odruchów i uczuć. W jego „Milczących duszach" dwaj mężczyźni wieźli nad jezioro Nero, w pobliżu Rostowa, ciało zmarłej kobiety. Była żoną jednego z nich, kochanką drugiego. Pochowali ją razem, zgodnie ze starym obrządkiem Maryjczyków. W tamtym filmie Fedorczenko pokazywał ból odchodzenia. W „Niebiańskich żonach" portretuje ludzi, którzy trwają przy swoich wierzeniach i zwyczajach, na przekór współczesnemu racjonalizmowi kultywują własne, magiczne odczuwanie rzeczywistości. Tylko jedna z kobiet wyrywa się ze wsi, inne są prowincji wierne.
Innym, bardzo ciekawym filmem jest „Obcy nad jeziorem" Alaina Guiraudie. To niepokojąca i odważna historia gejowska. Film, którego akcja rozgrywa się w jednym miejscu, na rozprażonym od słońca piasku i w pobliskim lesie, trudno zakwalifikować do określonego gatunku. Upływ czasu znaczą tu ujęcia leśnego parkingu, gdzie codziennie zajeżdżają te same samochody. Obserwujemy tych samych mężczyzn, szukających tych samych przygód i wrażeń. Odsłonięte ciała, upał, wiszące w powietrzu pożądanie. Na gejowskiej plaży mężczyźni bez skrępowania opalają się nago, całują, znikają parami w pobliskich zaroślach. Nikt się tu z niczym nie kryje. Niektórzy szukają przygód, inni próbują zabić własną samotność. Jednak tym beztroskim, zdawałoby się, światem wstrząsa zbrodnia. Główny bohater, Franck, jest pod wrażeniem faceta o urodzie Toma Sellecka. Któregoś wieczoru widzi, jak tamten topi w jeziorze swojego kochanka. Ale chce z nim być tak bardzo, że nie mówi o tym detektywowi prowadzącemu śledztwo. A może też nie przyznaje się przed sobą samym. Dramat psychologiczny? Thriller? Przerysowany pastisz? Metafora ludzkich kontaktów, balansujących między przyjaźnią, miłością, pożądaniem? Opowieść o moralności? Na pewno film bardzo intrygujący.
Warto też obejrzeć „Kiedy umieram". James Franco, gwiazdor, aktor, reżyser, pisarz proponuje bowiem ambitną adaptację wydanej w 1930 roku powieści Williama Faulknera, która zawsze uchodziła za afilmową. To historia biednej, farmerskiej rodziny z południa Stanów Zjednoczonych, która przez kilka dni wiezie do Jefferson ciało zmarłej matki Addie, by pochować ją w rodzinnym mieście. Na książkę składa się szereg porwanych monologów samej Addie, jej przyjaciół, bliskich, także ludzi, których kondukt pogrzebowy spotyka na swojej drodze.