Rz. Pana proza ma specyficzny klimat, sposób narracji i język. Jak zareagował pan na propozycję Grzegorza Królikiewicza, który postanowił „Sąsiadów" sfilmować?
Adrian Markowski: Byłem zdziwiony, niemal zszokowany. Gdybym miał pisać dla kina, wymyśliłbym coś zupełnie innego. Ale pomyślałem, że jeśli w ogóle możliwe jest przeniesienie „Sąsiadów" na ekran, najlepiej może to zrobić Grzegorz Królikiewicz. Bo jest artystą, który z ogromną swobodą i precyzją posługuje się formą.
W obrazie Królikiewicza, z pozoru realistycznym, jest pewien rodzaj magii.
Jeszcze filmu nie widziałem, ale to mnie cieszy. Moje opowiadania wyszły w dwóch tomach „Sąsiady" i „Uślubieni". Teraz wydajemy je razem, uzupełnione o nowe opowieści. I dodaję tej książce podtytuł „Poemat".
Akcja filmu toczy się jakby w czasie zawieszonym. Czy tworząc książkę wpisywał pan ją w jakąś dekadę?