Oficjalna nazwa nagrody brzmi: Koryfeusz Muzyki Polskiej. To prestiżowe wyróżnienie przyznaje samo środowisko, wybierając zwycięzców w tajnym głosowaniu. O randze Koryfeuszy decyduje też fakt, że w przeciwieństwie do wielu nagród w innych dziedzinach tę przyznaje się jedynie w trzech kategoriach. Otrzymać ją jest więc bardzo trudno.
Na wczorajszym galowym koncercie w Warszawie statuetkę Koryfeusza, zaprojektowaną przez rzeźbiarza Adama Myjaka, w kategorii osobowość roku otrzymał Włodek Pawlik. Zaskoczenia nie było, to był naprawdę wyjątkowy dla niego rok. Zimą ten pianista i kompozytor otrzymał nagrodę Grammy za płytę „Night in Calisia" jako pierwszy w historii polski muzyk jazzowy.
Włodek Pawlik jest szczególnie predestynowany, by znaleźć się w gronie zdobywców Koryfeusza, także dlatego, że tworzy muzykę ponad podziałami. Jego jazzowe tematy są niesłychanie melodyjne, a płytę „Night in Calisia" nagrał m.in. z orkiestrą Filharmonii Kaliskiej. Wiele jego projektów powstało z inspiracji literaturą, by wspomnieć choćby takie albumy, jak „Anhelli" (według poematu Słowackiego) czy „Struny ziemi" do wierszy Iwaszkiewicza.
Honorowego Koryfeusza za całokształt osiągnięć życiowych otrzymał Mieczysław Tomaszewski, człowiek, który od ponad 60 lat odgrywa niesłychanie ważną rolę w naszym życiu muzycznym. Jest autorem ponad 20 książek. Wiele z nich poświęcił Chopinowi, ale w jego dorobku jest również m.in. muzyczna monografia Pendereckiego.
Mieczysław Tomaszewski przez dziesięciolecia był związany z krakowską Akademią Muzyczną, ale nie zamykał się w zacisznym profesorskim gabinecie. Przez kilka dekad kierował także Polskim Wydawnictwem Muzycznym. Jest człowiekiem pełnym pasji i energii. Bywał i bywa nadal – mimo skończonych 92 lat – na koncertach i festiwalach, chętnie uczestniczy w rozmaitych dyskusjach.