"Rzeczpospolita": Naukowcy z Wielkiej Brytanii zbadali dzieje muzyki rozrywkowej i wskazali trzy momenty, w których – ich zdaniem – dokonała się rewolucja: rok 1964, czyli początek popularności zespołu The Beatles, rok 1983, gdy zaczęto stosować nowe technologie, i rok 1991, kiedy do głównego nurtu weszły rap i hip-hop. Czy wyodrębnienie kluczowych momentów w historii muzyki jest naprawdę takie proste?
Piotr Stelmach: Gdybyśmy mieli mówić o rewolucjach w muzyce, musielibyśmy wymienić zdecydowanie więcej takich momentów. Należałoby wspomnieć rok 1956 i Elvisa Presleya czy koniec lat 60. i zespół Led Zeppelin. Trzeba dodać początki rocka progresywnego, pierwszą płytę zespołu King Crimson i początek działalności grupy Pink Floyd oraz album „The Dark Side of the Moon". Na takiej liście powinny się też znaleźć zespół Sex Pistols i początek punk rocka. Trzeba byłoby uwzględnić płyty i działalność zespołu The Clash. Do tego dochodzą nowi romantycy i początek lat 80.
To już kilka ważnych momentów, a dotarliśmy ledwie do początku lat 80.
Jeśli mielibyśmy mówić o krokach milowych w muzyce w ogóle, to nie możemy zapominać o wielkich ludziach jazzu. Miles Davis, John Coltrane czy Charles Mingus to nazwiska, które po prostu trzeba wymienić, bo oni zmieniali historię muzyki.
A w czasach nam bliższych coś lub ktoś był objawieniem?
Sam rok 1991 jest ważny dla historii muzyki, ale nie tylko ze względu na hip-hop. To był rok triumfu zespołu Nirvana i płyty „Nevermind". Również Metallica wydała wtedy swój „Black Album", a U2 płytę, która okazała się przełomem w jego działalności. Ale i od tamtej pory pojawili się artyści, którzy zmienili w historii muzyki bardzo wiele. Chodzi m.in. o Jacka White'a i to, co robił z zespołami The Racounters, Dead Weather czy jako artysta solowy. Nie da się mówić o muzyce rozrywkowej ostatnich 15 lat bez wspomnienia jego działalności.