Gdy pojechał ze swym stuttgarckim zespołem na występy do USA, podbił tamtejszą publiczność, a recenzentka „New Yorkera" napisała, że balety Johna Cranko mają w sobie energię jak broadwayowski show. To stwierdzenie można odnieść do „Poskromienia złośnicy", choć ciekawe, jak ten klasyczny już dziś balet odbierze obecnie polska publiczność.
Żył intensywnie, ale krótko. Zmarł nagle w 1973 roku, gdy z zespołem wracał z Nowego Jorku. Niespodziewanie podczas lotu zasłabł, podjęto akcję reanimacyjną, pilot zdecydował się na przymusowe lądowanie w Dublinie, gdzie artystę dowieziono do szpitala, ale tylko po to, by stwierdzić zgon. Miał niespełna 46 lat.