Konferencja została zwołana, ponieważ Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zalewane jest pytaniami dotyczącymi szczegółów odnalezienia tzw. złotego pociągu. Tym opancerzonym pojazdem naziści postanowili wywieźć złoto i kosztowności z niemieckiego wówczas Wrocławia. Działo się to podczas wkroczenia Armii Czerwonej do miasta. Skarby miały dotrzeć do Świebodzic a następnie do Wałbrzycha, choć nigdy tam nie trafiły.
- Poszlaki na temat takiego pociągu pojawiały się od lat, nigdy jednak nie wydały się na tyle przekonujące, by je traktować poważnie – zauważył minister Żuchowski.
Teraz jest inaczej i po obejrzeniu zdjęć georadarowych główny konserwator zabytków z dużą dozą prawdopodobieństwa mówi, że natrafiono na właściwy trop. A prowadził do niego cały „łańcuszek" informatorów. Wiadomość o odkryciu pociągu zgłosił do ministerstwa prezydent Wałbrzycha, jemu zaś przekazali tę informację dwaj mężczyźni. Dowiedzieli się o tym od świadka, który, jak twierdził, brał udział w pakowaniu pojazdu. Określił on mniej więcej jego lokalizację. Przedstawione przez dwóch informatorów fotografie georadarowe uprawdopodabniają ich sensacyjne doniesienia. W przypadku pomyślnego odnalezienia pojazdu, - jak zaznaczyli - oczekują 10 proc. znaleźnego.
Minister poinformował, że ze względu na wartość znaleziska, nie poda jego przewidywanego miejsca postoju. Trudno też przed odkopaniem stwierdzić, co rzeczywiście zawiera. Wszystko wskazuje na to, że cały skład wagonów liczy ok. 100 metrów długości. Miejsce jego postoju (w okolicach Wałbrzycha) jest zabezpieczone. Ponieważ wiadomość zelektryzowała światowe media, pisano nawet, że w pociągu może znajdować się słynna bursztynowa komnata.
Minister Żuchowski obawia się, że mogą rozpocząć poszukiwania na własną rękę prywatni badacze, a wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że wydarzy się tragedia. Pociąg może być mocno zaminowany i próba jego otwarcia bez odpowiedniego zabezpieczenia może zakończy się tragedią. Zdaniem Żuchowskiego tylko odpowiednie służby mogą do niego dotrzeć.