„Czasy zmieniają wszystko. Nadeszły nowe czasy" – oznajmił Mick Jagger. Oby tańczący na scenie jak nastolatek prawie 73-letni wokalista Stonesów dożył dziewięćdziesiątki i mógł spuentować z kolegami z zespołu upadek jeszcze wielu politycznych murów.
„Magia rocka jednoczy Kubę", „Stonesi pokonali ostatnią granicę rocka", „Hawana wibruje od dźwięków rocka" – tak światowe agencje rozpoczynały relacje z występu, który odbył się w Wielki Piątek.
Kluczem do zrozumienia pierwszego tak wielkiego koncertu światowej gwiazdy rocka w quasi-komunistycznym państwie było jego nieoficjalnego logo, czyli podobizna Che Guevary wywalającego jęzor w geście buntu, czyli symbol The Rolling Stones. Jęzor miał jednak barwy kubańskiej flagi, a były też koszulki z charakterystyczną podobizną Che zmutowanego z rysami Jaggera.
Można więc mówić o pop- kulturowym miszmaszu oraz ideologicznym kompromisie. Dawni komuniści oddają władzę w sposób kontrolowany, stając się pewnie biznesmenami jak w bloku wschodnim.
Kubańczycy zaś za przyzwoleniem władz mogą legalnie konsumować zachodnie dobra, w tym muzykę, której wyznawcy nigdy nie kryli fascynacji socjalistycznymi utopiami.