Za dwa tygodnie odbędą się dwie rozgrywki kluczowe dla polskiej pozycji na scenie międzynarodowej. 23 czerwca w głosowaniu w Strasburgu zostanie wyłoniony nowy sekretarz generalny Rady Europy. Jednym z dwóch kandydatów jest Włodzimierz Cimoszewicz.
Dzień później w Brukseli grupa chadecka w Parlamencie Europejskim wybierze swojego kandydata na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Ogromne szanse w wyścigu o tę nominację, która oznacza szefowanie PE przez połowę kadencji (drugą połowę bierze druga co do wielkości grupa socjalistyczna), ma inny Polak, Jerzy Buzek. O obu zabiega premier Donald Tusk.
– Decyzja w sprawie poparcia dla Buzka zapadła już dawno temu. Jest naszym kandydatem, cena nie gra roli – mówi „Rz” Jacek Protasiewicz, eurodeputowany PO. A cena będzie wysoka, bo jeśli polska delegacja dostanie stanowisko przewodniczącego PE, straci dwa inne, przypadające jej ze względu na wielkość w grupie chadeków, np. przewodniczącego ważnej komisji parlamentarnej i wiceprzewodniczącego. Obecnie ma szefa Komisji Spraw Zagranicznych i wiceszefów komisji Regionalnej oraz Budżetowej. Takiego stanu posiadania na pewno nie obroni.
Wybór Buzka nie jest na razie przesądzony, choć ma on bardzo duże szanse. – Mamy dwóch bardzo dobrych kandydatów: Mario Mauro i Jerzego Buzka – mówił wczoraj Joseph Daul, szef frakcji parlamentarnej Europejskiej Partii Ludowej.
Zapowiedział, że pod koniec tygodnia będzie na ten temat rozmawiał z Silviem Berlusconim i Donaldem Tuskiem. Za włoskim kandydatem przemawia lepszy wynik partii Berlusconiego – 35 mandatów w porównaniu z 28 dla PO i PSL. Za Polakiem – jego ogromna popularność w PE, większe doświadczenie polityczne (były premier) i pochodzenie z grona nowych państw członkowskich.