– Apeluję, by wniosek odrzucić, bo informacje na ten temat pochodzą z „Rzeczpospolitej”, gazety, która ma profil, delikatnie mówiąc, upartyjniony – tak Andrzej Czuma z PO przekonywał w piątek posłów, aby nie zajmowali się problemami przedsiębiorców w kontaktach z administracją państwową, które opisywaliśmy. To nie pierwsze ostre słowa byłego ministra sprawiedliwości pod adresem „Rzeczpospolitej”.
Gdy ujawniliśmy stenogramy nagranych przez CBA rozmów posłów PO z biznesmenami z branży hazardowej, Czuma przyrównywał „Rz” do nazistowskiej prasy. Wtórowali mu inni politycy PO. Andrzej Halicki nazwał „Rz” „oddziałem CBA”, a Sławomir Nowak oskarżył redakcję o bliskie związki z PiS.
Nie ustępuje im wicemarszałek Sejmu z PO Stefan Niesiołowski. Proponował już „Rz” zmianę tytułu na „Organ PiS”, nazwał nas też „pisowskim biuletynem”. Gdy w 2008 r. opublikowaliśmy stenogramy z utajnionych obrad Sejmu, stwierdził, że użyliśmy „towaru pochodzącego od złodzieja”.
Czemu Niesiołowski nie lubi „Rz”? – Trudno, żebym lubił tytuł, który mnie opluwa – mówi „Rz” Niesiołowski. – W „Rz” opublikowano np. apel o odwołaniu mnie z funkcji marszałka, gdzie znalazł się zwrot, że neguję zbrodnię w Katyniu. [W liście padły słowa: „Są oczywiście ludzie, którzy negują do dzisiaj nawet najstraszniejsze w historii ludzkości zbrodnie” – red.]. Rozumiem, że to oznacza moje twierdzenie, jakoby mordu nie było. Niech ktoś spróbuje przytoczyć choć jedną taką moją wypowiedź. Dziennikarz musi wiedzieć, że jeżeli atakuje polityka, spotka się z reakcją – wyjaśnia.
Dlaczego uważa „Rz” za pisowski biuletyn? – Nie pisowski tylko propisowski – są teksty, które nie są pisowskie, ale ta orientacja przeważa – wyjaśnia Niesiołowski, choć przyznaje, że są również w „Rz” teksty, które ocenia pozytywnie.