Stefańscy nie oddali majątku. Poszli na policję. Bali się o życie. Przenieśli się do teściów.
Funkcjonariusze wszczęli postępowanie o pranie brudnych pieniędzy. Odzyskali quada, BMW i motocykl. Jednak grono tajemniczych wierzycieli nie dawało za wygraną.
– Jeszcze w święta Marek oraz P. nagabywali, byśmy na nich wszystko przepisali – mówi biznesmen.
Stefańscy wzięli adwokata i ochroniarza. Na krótko. – Adwokat dostał telefony, żeby się wycofał. Ochroniarz esemesa: "gra niewarta świeczki, odpuść sobie, dostaniesz 20 tysięcy" – wspomina małżeństwo.
W styczniu 2009 r. biznesmen dostał wezwanie do zapłaty weksla na ok. 7,4 mln zł. By mieć spokój, chciał oddać jedną nieruchomość. Jej część miała być przepisana na żonę "Szafy", od którego niewielkiej pożyczki zaczęła się cała historia, druga część – na córkę Felicji L.
– Ale nic nie wyszło, bo chcieli, żebym wycofał sprawę o groźby karalne przeciwko Markowi Z. Potem sami nie mogli się dogadać, na kogo przepisać mój majątek – opowiada Stefański. I przestał z nimi rozmawiać.
W styczniu 2009 r. złożył doniesienie do ABW – odpisała, że sprawa nie leży w ich gestii, oraz ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy– trafiło do Prokuratury Rejonowej Częstochowa-Północ. Ta dopatrzyła się jedynie gróźb pod adresem Stefańskiego. Latem 2009 r. oskarżyła o nie Marka Z.
Skąd bezrobotny miał miliony, którymi obracał? Kim są ludzie, którzy za nim stali? – tego prokuratura nie zbadała.
A sąd rejonowy sprawę gróźb umorzył z powodu "braku znamion czynu zabronionego". Dlaczego? – Rozprawa trwała pięć minut. Sąd uznał, że znałem Z., więc nie mogłem się go bać – mówi biznesmen.
– Posiedzenie było niejawne – ucina rzecznik sądu Bogusław Zając. Stefański nie dał za wygraną. Zaangażował adwokatów z Warszawy: Bogdana Borkowskiego i Ireneusza Wilka, znanych ze sprawy Olewnika (reprezentują rodzinę zamordowanego Krzysztofa). I adwokaci, i prokuratura złożyli zażalenia na umorzenie sprawy. Sąd je uwzględnił, więc rozpozna jeszcze raz wątek gróźb karalnych.
Ale adwokaci Stefańskiego chcą, by prokuratura dokładnie zbadała całą sprawę. – Moim zdaniem mamy do czynienia z działaniem zorganizowanej grupy przestępczej, która prowadzi tzw. parabank, czyli udzielanie pożyczek pieniężnych na lichwiarski procent. Sposób działania sprawców jest taki sam jak w sprawie "kantoru Wielopole" w Krakowie, gdzie oskarżeniem objęto m.in. adwokatów i notariuszy – ocenia mecenas Wilk. – Trzeba sprawdzić, czy Z. i inni zajmowali się również wymuszeniami i oszustwami.
Romuald Basiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, przyznaje: – Prowadzimy śledztwo w sprawie prania brudnych pieniędzy, chodzi o kwotę rzędu ok. 7,5 mln złotych. Może zbyt pochopnie prokuratura skierowała wątek gróźb do sądu zamiast zbadać całość sprawy.
Marek Z. nie przyznał się do stosowania gróźb. Tajemniczych wierzycieli śledczy dotąd nie przesłuchali. Teraz będą musieli.
Mec. Wilk zainteresował sprawą ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. – Na moje polecenie śledztwo zostanie wznowione. Będzie prowadzone pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach – mówi "Rz" minister.
Jak dowiedziała się "Rz", w sprawę zostaną zaangażowani policjanci z CBŚ lub Komendy Wojewódzkiej w Katowicach.
Marcin Stefański uważa, że pokrzywdzonych przez Z. jest więcej. –Widziałem jak właściciel jednej z firm wielokrotnie przyjeżdżał na mój plac, gdy Z. u mnie przesiadywał, by się z nim spotkać – opowiada. – Były to podobnie jak w moim przypadku spotkania w celu przekazania pieniędzy.
I podkreśla: – Zgodziłem się podać nazwisko i pokazać twarz, by innym dodać odwagi.