Sąd Najwyższy przyznał w piątek C.F. 160 tys. zł od TVP. To zadośćuczynienie za opublikowanie bez zgody zainteresowanego jego wizerunku, przez co spotkały go szykany.
C.F. był z Grzegorzem Przemykiem, gdy zatrzymał go patrol ZOMO w maju 1983 r. Razem wsiedli do radiowozu wiozącego go do komisariatu przy ul. Jezuickiej w Warszawie. Tam Przemyk został zakatowany. C.F. słyszał jego krzyki. Jako świadek zeznawał w procesie, zakończonym w 1984 r. skazaniem sanitariuszy ambulansu przewożącego Przemyka i uniewinnieniem milicjantów.
– Nie mogłem ich wtedy rozpoznać – mówił po piątkowej rozprawie. – Kazali mi ich wskazać wśród kilkuset funkcjonariuszy zebranych w wielkiej sali.
W latach 80. C.F. doznał szykan. Próbowano go zastraszyć, wrobić w kradzieże. Stracił pracę. – Na podstawie wykazu z IPN policzyłem, że nade mną i moją rodziną pracowało 240 funkcjonariuszy – opowiada.
Szykany powtórzyły się podczas wznowionego procesu. C.F. wspomina, że 1 kwietnia 1997 r. – trzy dni przed wyrokiem skazującym oficera dyżurnego komisariatu Arkadiusza Dankiewicza i Kazimierza Otłowskiego z KG MO za próbę zniszczenia akt ze sprawy Przemyka – został dotkliwie pobity na ulicy. A po wyroku nieznani sprawcy zaczopowali komin w jego domu.