Problem w tym, że dzisiejszy żart – znając możliwości gabinetu Donalda Tuska - jest znacznie bardziej prawdopodobny, niż opisana w poniedziałek całkiem serio deklaracja komputera dla każdego sześciolatka.
W ogóle przeglądając dzisiejszą prasę, trudno odróżnić informacje żartobliwe od tych prawdziwych. I niestety nie świadczy to źle o poczuciu humoru kolegów z innych redakcji, nie świadczy to źle o poziomie polskiej prasy. Nie, świadczy to źle o polskiej rzeczywistości, a konkretnie o naszej polityce.
„Data 11 kwietnia 2011 roku może na długo zapisać się w historii stosunków polsko-rosyjskich. A Bronisław Komorowski i Dmitrij Miedwiediew mogą zasłużyć na miano autorów polsko-rosyjskiego pojednania. Coraz bardziej prawdopodobne jest bowiem, że właśnie tego dnia Miedwiediew oficjalnie przeprosi w imieniu Rosji za katyńską zbrodnię" – czytamy na froncie „Polski The Times" na początku tekstu Witolda Głowackiego. Prawda, że śmieszne?
„Schetyna kłamie, Wenderlich ma sklerozę!" – krzyczy tytuł „Super Expressu", a ja znów nie wiem, czy mam się śmiać (że taki żart), czy oburzać (jeśli to prawda, że Marszałek Sejmu „oszczędnie gospodaruje prawdą").
W „Superaku" też rozmowa z ministrem nauki i szkolnictwa wyższego. Tym razem żadnych wahań, to musi być zgrywa, wystarczy przeczytać tytuł: „Każdy student jest dla nas ważny". Ha, ha, dobre!