Kryzys w wymiarze sprawiedliwości narasta. Politycy jednak nie reagują albo unikają podejmowania decyzji, aby zażegnać spór, który zaczyna psuć państwo.
Wczorajsze spotkania prezydenta Bronisława Komorowskiego z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem i szefem Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztofem Parulskim miały jedynie charakter konsultacyjny, a nie decyzyjny. Nie doprowadzą więc do szybkiego zażegnania konfliktu.
– Jestem zwolennikiem szukania rozwiązań systemowych, nie kadrowych – mówił po spotkaniach prezydent. Podkreślał, że to szef prokuratury odpowiada za jej prawidłowe funkcjonowanie. Oświadczenie tylko podgrzało emocje: zostało odebrane jako poparcie dla gen. Parulskiego. A Andrzej Seremet, jego zwierzchnik, nie wyobraża sobie dalszej współpracy ze swoim zastępcą. – Publiczna krytyka przełożonego przez podwładnego prokuratora nie mieści się w ramach prawa ani dobrych obyczajów – mówi w rozmowie z „Rz" Seremet.
– Ta sytuacja wymaga ostrego, chirurgicznego cięcia. Seremet liczył na to, że prezydent powie jasno: oczekuję wniosku o odwołanie gen. Parulskiego. Taka deklaracja jednak nie padła – mówią „Rz" rozmówcy z Prokuratury Generalnej.
Prokurator generalny, mimo że nie zyskał poparcia prezydenta, sam może przygotować stosowny wniosek. Tyle że to wydłuża okres ostrego konfliktu. Dopiero w poniedziałek Seremet spotka się z szefem MON Tomaszem Siemoniakiem. Jego opinia jest niezbędna do odwołania gen. Parulskiego. Tego samego dnia Seremet znów będzie rozmawiał z prezydentem.
Tyle że szef wojskowych śledczych uważa, iż nie ma powodów do jego odwołania. – Prezydent nie prosił o moją dymisję, wręcz przeciwnie – prosił, abym pozostał na stanowisku – mówił dziennikarzom po spotkaniu.
W tym konflikcie próba samobójcza pułkownika Przybyła staje się więc bardziej kartą przetargową niż porywem emocji. – To raczej demonstracja niż rzeczywista próba odebrania sobie życia – mówi „Rz" prof. Brunon Hołyst, kryminolog.