W najnowszym numerze "Uważam Rze" mieszkający w Niemczech naukowiec, prof. Zdzisław Krasnodębski, przypomina, że w Europie już nie miało być żadnego hegemona, nawet liberalnego. Równorzędne, suwerenne państwa oddawały Unii cząstkę swojej suwerenności, by nią wspólnie zarządzać. Twierdzono nawet, że UE likwiduje politykę w dotychczasowym sensie - tę opartą na interesach, na konflikcie i rywalizacji. Wszyscy jednak wiedzieli, że w Europie to duet francuskoniemiecki wyznacza główne kierunki polityki. Zaczęto nawet mówić o dyktacie.

Czy Niemcy staną się hegemonem Europy? Ich przewaga wynika przede wszystkim z ich gospodarki. To, że Niemcy nie pozbyły się swojego przemysłu maszynowego, co kiedyś uważano za warunek modernizacji, okazało się zbawienne. Ich przemysł samochodowy wytwarza 20 proc. PKB, a sprzedaż aut do Chin rośnie lawinowo. Niemcy mocno zacisnęli pasa - realna płaca spadała w latach 1999 - 2009 o 4,5 proc. Czerpią też wielkie korzyści ze wspólnego rynku europejskiego. Można nawet powiedzieć, że zalewają go swoim eksportem. Wszystko dzięki unii walutowej.

A jaka w tej zmieniającej się Europie jest europejska polityka Donalda Tuska? - zastanawia się w "Uważam Rze" Marek Magierowski. Szef rządu miota się między różnymi wizjami politycznej Europy. Raz Tusk - ustami Radosława Sikorskiego - proponuje, by Niemcy wzięły większą odpowiedzialność za przyszłość Unii, by po dwóch miesiącach stwierdzić w wywiadzie dla "Corriere della Sera", że "nie możemy pozostawić Europy w rękach Niemiec i Francji".

Tusk czasami zachowuje się, jakby chciał zrzucić z siebie maskę euroentuzjasty i powrócić do roli liberalnego konserwatysty, zwolennika "Europy narodów" potrafiącego odgryźć się możnym.

I jeśli uzna, że wydeptał już sobie trwałą pozycję, opór wobec osi Berlin -Paryż nie będzie niczym nadzwyczajnym.