Za stalking, czyli uporczywe nękanie, grozi do trzech lat więzienia. Dotąd liczba zgłoszeń była umiarkowana, ale w tym roku ruszyła prawdziwa lawina.
– W styczniu i lutym wszczęliśmy 659 postępowań dotyczących stalkingu. W 321 przypadkach potwierdziliśmy, że przestępstwo miało miejsce. Inne sprawy są w toku – mówi „Rz" Grażyna Puchalska z KG Policji.
To oznacza, że osób, które w tym roku złożyły doniesienia o stalkingu, jest niemal dwukrotnie więcej niż w roku ubiegłym. Z policyjnych danych wynika, że od czerwca 2011 r. – od kiedy stalking jest przestępstwem – do grudnia było około 400 zgłoszeń.
Główne powody zgłoszeń to obraźliwe esemesy, e[pauza]maile, głuche telefony. Dręczyciele oczerniali osoby w Internecie, nachodzili w domu czy pracy.
Przykłady z tego roku: w Siedlcach 21-latek zarzucał koleżankę obraźliwymi esemesami i na jednym z portali internetowych wielokrotnie jej groził. Z kolei w Lipnie (woj. kujawsko[pauza]pomorskie) 28-latek z zemsty umieścił w sieci rzekomy anons towarzyski 25-letniej znajomej: podał jej numer telefonu i adres skrzynki mejlowej.
W Warszawie 29-letni Piotr S. nękał partnerkę, która od niego odeszła. Bombardował esemesami, wydzwaniał, nachodził, aż zdemolował jej samochód.
– U podłoża takich działań zwykle są zawiedzione uczucie, nieszczęśliwa, urojona miłość. Sprawcy to zwykle dorośli, spośród 300 ofiar większość to kobiety – mówi insp. Puchalska.
Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny uważa, że słusznie, iż policja nie bagatelizują takich spraw. – Zwłaszcza w miejscach pracy przypadków nagabywania są setki – ocenia.
– Za długo była tolerancja dla tego typu zachowań, nic więc dziwnego, że teraz zgłoszeń jest więcej – mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog.
Zdaniem prof. Janusza Czapińskiego wzrost jest wynikiem upowszechnienia wiedzy, że w ten sposób można dochodzić swoich praw i uwolnić się od prześladowcy. – Nie sądzę, żeby ludzie nagle zaczęli być bardziej zapiekli i nieustępliwi – zaznacza prof. Czapiński.