– My, pszczelarze, lubimy zaszywać się w pasiekach i musi dziać się coś naprawdę złego, by nas z nich wyciągnąć – zapewnia Kowalski. I dodaje: – W Sejmie przedstawiciele korporacji wraz z 23 profesorami domagają się, by GMO było w pełni w Polsce dozwolone.
Kto maszeruje, kto zostaje
Tadeusz Sabat, prezydent Polskiego Związku Pszczelarzy, najstarszej i największej organizacji pszczelarskiej w kraju, zagrożenie dla pszczół widzi przede wszystkim w chemii: – Kiedyś dzień po spryskaniu pola rzepaku można było zapylać, dziś pszczoły mogą się zatruć po pięciu dniach. Nikt nie szkoli ludzi, jak bezpiecznie dla pszczół chronić rośliny.
W sprawie GMO prezydent Sabat nie wyjdzie z pszczelarzami na ulice. – Pszczelarze nie mogą mówić, że pszczoła daje życie, i jednocześnie utrudniać życie mieszkańców Warszawy. Te sprawy załatwia się w departamentach ministerstw. Jego zdaniem współpraca z rządem układa się coraz lepiej: – Minister Sawicki zapowiedział w trakcie polskiej prezydencji, że od 2014 r. środki budżetowe przeznaczone na rozwój pszczelarstwa wzrosną o 50 proc. i liczę, że dotrzyma słowa. Wiążę też duże nadzieje z inicjatywą, aby na poziomie europejskim uruchomić program karmienia miodem dzieci w szkołach, na tej zasadzie, jak dostają mleko czy owoce.
Szkolny program miodowy to perspektywa zamówień na wiele tysięcy ton miodu krajowej produkcji. A w Woli Pszczelej pod Lublinem pod patronatem rządu odbyć ma się we wrześniu kongres międzynarodowej organizacji pszczelarskiej Apislavia i prezydent Sabat nie chce psuć klimatu współpracy z władzami. – Rząd się stara, odpowiada na nasze listy, a my mamy mu dziękować poprzez strajk? Fajerwerki są potrzebne tylko na sylwestra.
Deklaracje niemocy
Z sekretariatu PZP otrzymałem kopie dwóch listów do prezydenta Sabata. Pierwszy, z 18 stycznia 2012 r., napisał podsekretarz stanu i główny konserwator przyrody Janusz Zaleski. Stwierdza w nim, że rząd zupełnie nie bada i nie kontroluje ilości upraw GMO. Tłumaczy się brakiem podstaw prawnym, które umożliwiałyby zbieranie danych na temat takich upraw. O istnieniu upraw modyfikowanej kukurydzy MON 810 rząd dowiedział się od organizacji pozarządowych.
Drugi list, z tego samego dnia, pochodzi od ministra rolnictwa, który stwierdza, że polskie władze nie mają żadnych podstaw prawnych, aby zakazać jakichkolwiek upraw roślin mutantów. Rząd o takie prawo „zabiega od lat, lecz jego działania są skutecznie blokowane w efekcie silnego lobbingu organizacji przeciwnych GMO".