Przed Sądem Okręgowym w Warszawie strony wygłosiły wczoraj mowy końcowe.
– To były przestępstwa z chciwości – prokurator Rafał Maćkowiak przez dwie godziny wyjaśniał, dlaczego dla byłej posłanki PO Beaty Sawickiej i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego chce surowych kar. Oboje sprawowali funkcje publiczne. Odpowiadają za korupcję. Wpadli dzięki operacji agentów CBA. Jednym z nich był agent Tomek, dziś poseł PiS.
Najpierw w czerwcu 2007 r. Sawicka, wtedy posłanka PO, przyjęła od agenta Tomka, udającego biznesmena zainteresowanego zakupem ziemi nad morzem, 100 tys. zł łapówki w dwóch ratach. Według prokuratury – za ustawienie przetargu na zakup wartej 3 mln zł działki na Helu. Sawicka miała też przyjąć markowe pióro z zatopionym brylantem. Trzy miesiące później inny agent wręczył Wądołowskiemu aktówkę ze 150 tys. zł. Burmistrz miał też przyjąć zegarek Omega wart 8 tys. zł.
Oboje nie przyznają się do winy. Sawicka twierdzi, że pieniądze to pożyczka potrzebna jej na kampanię wyborczą.
– Park i restauracja to nie są miejsca, gdzie można szukać gotówki, nieoprocentowanej, o niewiadomej formie zwrotu – podkreślał prok. Maćkowiak, odnosząc się do wyjaśnień Sawickiej. – Parking i stacja benzynowa to nie stoisko na Targach Poznańskich, gdzie można dostać bezwartościowy gadżet – to dotyczyło wyjaśnień burmistrza.