Zwiodła mnie dzisiejsza „Gazeta Wyborcza". Na pierwszej stronie wielka czołówka „Bieńkowska Z durnymi nie gadam". Ani chybi wywiad z panią wicepremier. Już się szykuję na refleksję nad strategią, którą wypracuje w nowym połączonym resorcie. Nad meandrami polityki transportowej i polityki w ogóle. Nad rolą kobiet. Nad relacjami z premierem i przyszłością rządu. Nad Jarosławem Kaczyńskim i być może samym Grzegorzem Schetyną.
Nic z tego. Zajawka w „Gazecie" jest zwodząca. Sugeruje, że w środku będzie wywiad. Wywiadu nie ma, jest tekst o premier Bieńkowskiej z jej starymi wypowiedziami. Nawet ciekawy, ale apetyty były wszak większe.
Dużo więcej świeżości ma zatem materiał inny, o generale Waldemarze Skrzypczaku odpowiadającym w Ministerstwie Obrony za zakupy uzbrojenia. Skrzypczak jest podejrzany o faworyzowanie pewnych firm przy kontraktach dla armii, a według „GW" dowodem na to jest list który wysłał do izraelskiego MON, w którym wskazuje firmę, z jaką Polska chce współpracować przy zakupie dronów. List wywołał konsternację w Izraelu, potem w Polsce i stał się przyczyną kłopotów Skrzypczaka.
Nie wiadomo, czy jest to dowód na korupcję. Trwa śledztwo. Na głupotę na pewno. Taki list (oficjalny!) nigdy nie powinien powstać. Ale cóż, żyjemy w kraju w którym politycy nie pamiętają o przelewach 100 tys. zł na własne konto, nie potrafią doliczyć się własnych mieszkań i posyłają znajomych na zegarkowe zakupy. Czy się zatem dziwić Skrzypczakowi?