Jarosławowi Gowinowi droga od partii Donalda Tuska do obozu Jarosława Kaczyńskiego zajęła dziesięć miesięcy. Podróż Joanny Kluzik-Rostkowskiej w drugą stronę trwała jeszcze krócej, bo siedem miesięcy. Z ich politycznych wypraw można wyciągnąć dwa morały – o wadze stylu w polityce oraz o tym, że konflikt między PO a PiS tak naprawdę jest sztuczny i łatwo przekraczalny.
Joanna Kluzik-Rostkowska jest dziś w powszechnym mniemaniu symbolem zdrady i zaprzaństwa, natomiast Jarosław Gowin wciąż chadza w todze mędrca i moralizatora, choć to, co zrobił, niczym nie różni się od tego, czego dokonała niegdysiejsza szefowa PJN. Co prawda, przejście z jednej partii do drugiej trwało u niej o trzy miesiące krócej niż w wypadku lidera Polski Razem, ale w istocie oboje zrobili to samo. Co więcej, Kluzik swoją akcesję do Platformy zgłosiła jako niezależna już poseł, kilka dni wcześniej została bowiem pozbawiona honoru przewodzenia PJN na rzecz Pawła Kowala. Mogła więc robić, co chciała, bo działała na własną już tylko rzecz (wcześniej negocjowała z PO start z jej list całego PJN, co miało – w jej przekonaniu – uratować część posłów i działaczy).
Gowin po klęsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego, za którą – słusznie – wziął całą odpowiedzialność, zaprowadził kilkaset osób, które jeszcze przy nim zostały, do PiS i – tym samym – wydał na nich wyrok śmierci, bo zginą niechybnie w rywalizacji z lokalnymi działaczami formacji Kaczyńskiego (szanse na polityczne przeżycie zachowa jedynie garstka najbliższych współpracowników). W moralnym więc sensie to, co zrobił Gowin, jest nawet gorsze i bardziej egoistyczne niż to, co zrobiła Kluzik, a różnica między wejściem do obozu niedawnego przeciwnika to – jak już napisałem – zaledwie trzy miesiące w przypadku obojga polityków.
Potęga stylu
Jak to się jednak dzieje, że była szefowa PJN uchodzi za klasyczny przykład zaprzeczenia wartościom, a obecny lider Polski Razem nadal peregrynuje po mediach w roli Katona? Tajemnica tkwi w formie, która – jak się okazuje – jest kluczowa dla bycia w polityce. Można robić różne brzydkie rzeczy, ale jeśli zachowuje się odrobinę stylu, to można sprzedać je jako dziejową konieczność lub – przynajmniej – jako nieodłączne koszta uprawiania zawodu polityka. W sensie formalnym Gowin i Kluzik zrobili dokładnie to samo, ale nie tak samo.
Joanna Kluzik-Rostkowska jest dziś symbolem zdrady i zaprzaństwa. Jarosław Gowin chadza w todze mędrca, choć to, co zrobił, niczym nie różni się od tego, czego dokonała niegdysiejsza szefowa PJN