Migalski o politycznych transferach

Polityczne transfery | Jak łatwo przeskoczyć z jednej partii do drugiej

Publikacja: 17.09.2014 02:00

Jarosławowi Gowinowi droga od partii Donalda Tuska do obozu Jarosława Kaczyńskiego zajęła dziesięć miesięcy. Podróż Joanny Kluzik-Rostkowskiej w drugą stronę trwała jeszcze krócej, bo siedem miesięcy. Z ich politycznych wypraw można wyciągnąć dwa morały – o wadze stylu w polityce oraz o tym, że konflikt między PO a PiS tak naprawdę jest sztuczny i łatwo przekraczalny.

Joanna Kluzik-Rostkowska jest dziś w powszechnym mniemaniu symbolem zdrady i zaprzaństwa, natomiast Jarosław Gowin wciąż chadza w todze mędrca i moralizatora, choć to, co zrobił, niczym nie różni się od tego, czego dokonała niegdysiejsza szefowa PJN. Co prawda, przejście z jednej partii do drugiej trwało u niej o trzy miesiące krócej niż w wypadku lidera Polski Razem, ale w istocie oboje zrobili to samo. Co więcej, Kluzik swoją akcesję do Platformy zgłosiła jako niezależna już poseł, kilka dni wcześniej została bowiem pozbawiona honoru przewodzenia PJN na rzecz Pawła Kowala. Mogła więc robić, co chciała, bo działała na własną już tylko rzecz (wcześniej negocjowała z PO start z jej list całego PJN, co miało – w jej przekonaniu – uratować część posłów i działaczy).

Gowin po klęsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego, za którą – słusznie –  wziął całą odpowiedzialność, zaprowadził kilkaset osób, które jeszcze przy nim zostały, do PiS i – tym samym – wydał na nich wyrok śmierci, bo zginą niechybnie w rywalizacji z lokalnymi działaczami formacji Kaczyńskiego (szanse na polityczne przeżycie zachowa jedynie garstka najbliższych współpracowników). W moralnym więc sensie to, co zrobił Gowin, jest nawet gorsze i bardziej egoistyczne niż to, co zrobiła Kluzik, a różnica między wejściem do obozu niedawnego przeciwnika to – jak już napisałem – zaledwie trzy miesiące w przypadku obojga polityków.

Potęga stylu

Jak to się jednak dzieje, że była szefowa PJN uchodzi za klasyczny przykład zaprzeczenia wartościom, a obecny lider Polski Razem nadal peregrynuje po mediach w roli Katona? Tajemnica tkwi w formie, która – jak się okazuje – jest kluczowa dla bycia w polityce. Można robić różne brzydkie rzeczy, ale jeśli zachowuje się odrobinę stylu, to można sprzedać je jako dziejową konieczność lub – przynajmniej – jako nieodłączne koszta uprawiania zawodu polityka. W sensie formalnym Gowin i Kluzik zrobili dokładnie to samo, ale nie tak samo.

Joanna Kluzik-Rostkowska jest dziś symbolem zdrady i zaprzaństwa. Jarosław Gowin chadza w todze mędrca, choć to, co zrobił, niczym nie różni się od tego, czego dokonała niegdysiejsza szefowa PJN

Pojawienie się tej ostatniej na gdańskiej konwencji PO i jej radosny okrzyk, że cieszy się z takiego towarzystwa, nieładnie kontrastują z dostojnym zachowaniem szefa Polski Razem, który w poważnym nastroju podpisywał jakieś porozumienie z PiS.

Każdy, kto zna polską politykę, wie, że to porozumienie było świstkiem papieru, że nic nie znaczy i że za pół roku nie będzie miało żadnej mocy. Każdy też wie, że tym aktem Gowin rzucił swoich ludzi na pożarcie lokalnemu aparatowi PiS i że prawie nikt z Polski Razem nie będzie miał szans na uzyskanie mandatu radnego, nie mówiąc już o poselskim. Ale właśnie dlatego, że nadał temu aktowi wymiar poważnego porozumienia politycznego, a nie jednorazowego występu kabaretowego na konwencji partii dotychczas zwalczanej, może dziś z podniesioną głową i surowym głosem wygłaszać moralistyczne tyrady pod adresem rządów PO.

Kiedy Kluzik krytykuje Kaczyńskiego, wszyscy uznają to za niskie i niegodne. Gdy Gowin brutalnie atakuje „siedem zmarnowanych przez PO lat", nikt się nie śmieje, że w ten sposób – zdaje się – bardzo krytycznie ocenia aktywność partii, w której przez te siedem lat był i której nawet zamierzał przewodzić.

Z obozu „zdrajców" ?do obozu „patriotów"

Ale jest ważniejszy morał z porównania wyborów życiowych i afiliacyjnych Kluzik i Gowina, niźli zauważenie, że w polityce bardziej niż treść, liczy się styl. Tym morałem jest to, że oboje udowodnili, jak blisko – w istocie – jest od PO do PiS i jak sztuczny jest fundamentalny – rzekomo – podział między tymi dwiema formacjami. Bo jeśli ktoś, kto jeszcze w sierpniu 2013 roku chciał być szefem Platformy, już w czerwcu następnego roku wchodzi do obozu jej najbardziej zażartego przeciwnika i jest tam owacyjnie  witany, to mówi to coś nie tylko o nim, ale także o tych nieprzekraczalnych – podobno – różnicach.

I jeśli ktoś jest w lipcu 2010 roku szefową sztabu kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego, by w czerwcu następnego roku wpadać w objęcia Tuska, to także świadczy to nie tylko o tej damie, ale także o owych dwóch dżentelmenach i ich ugrupowaniach. Okazuje się bowiem – na przykładzie byłej szefowej PJN i obecnego lidera Polski Razem – że można w kilka miesięcy przejść z obozu „zdrajców" do obozu „patriotów", z partii „faszystowskiej" do partii „modernizacji kraju", z ugrupowania „wysługującego się Putinowi" do „jedynego ugrupowania, któremu na sercu leży dobro i niepodległość Polski".

Ale jeśli tak, to może te etykietki nie mają większego sensu? Może są właśnie tylko etykietkami, nic nieznaczącymi i niczego nieopisującymi? Może używane są tylko po to, by rozgrzać emocje zwykłych ludzi i utrzymać ich poparcie wyborcze, a nie prawdziwie opisywać prawdziwe różnice?

Droga polityczna duetu Kluzik – Gowin dlatego właśnie jest ciekawa, nie jako temat do analiz dla etyków i estetów, ale jako świetna ilustracja pozorności naszego rzekomo cywilizacyjnego konfliktu między PO i PiS. Oboje demaskują wartość i prawdziwość tej niby-wojny, obnażają jej fałszywość i iluzoryczność. Ich przechodzenie z jednego obozu do drugiego niszczy dekoracje wznoszone z mozołem przez PR-owców obu partii i ich liderów: te wszystkie okopy, zasieki, leje po bombach. Okazuje się, że – jak w „Seksmisji" – wystarczy wyciągnąć nóż i przebić maskującą makietę. A za nią, na zewnątrz, widać zupełnie inny świat – bogato urządzoną willę, wyposażoną w dobre meble i zaopatrzoną w wyborowe trunki. Willę, z której Jej Ekscelencje (w liczbie dwóch) zarządzają sobie pozostałymi pod ziemią siostrami.

To tylko partie

Kluzik i Gowin pokazali, jak łatwo przeskoczyć z jednej partii do drugiej, a to znaczy, że sfalsyfikowali tezę o nieprzystawalności PO i PiS do siebie. Udaremnili wysiłki kierownictw obu formacji zmierzające do nadania swym ugrupowaniom znamion moralnych, nieomal eschatologicznych.

Jeśli w obozie PiS może znaleźć się niedoszły szef PO, a w obozie PO była szefowa kampanii wyborczej lidera PiS, to znaczy, że boga nie ma. Boga politycznego – nadającego metafizyczne znaczenie zmaganiom Tuska i Kaczyńskiego. Gowin i Kluzik – niechcący – pokazali, że PO i PiS to tylko partie. I nic więcej. Że to nie Zbaraż i Okopy Świętej Trójcy. Nie Westerplatte i Samosierra. Nie AK i ZWZ. Że to tylko partie polityczne i nic więcej. I za to właśnie należy się im wdzięczność. Im oraz liderom obu partii. A że cała czwórka zrobiła to bezwiednie i niechcący? Tym mniejsza może być dla nich nasza wdzięczność.

Autor jest politologiem, w poprzedniej kadencji zasiadał w Parlamencie Europejskim, do którego dostał się z listy PiS, by potem przenieść się ?do PJN i Polski Razem Jarosława Gowina. ?W tym roku po przegranych eurowyborach ?wycofał się z polityki

Jarosławowi Gowinowi droga od partii Donalda Tuska do obozu Jarosława Kaczyńskiego zajęła dziesięć miesięcy. Podróż Joanny Kluzik-Rostkowskiej w drugą stronę trwała jeszcze krócej, bo siedem miesięcy. Z ich politycznych wypraw można wyciągnąć dwa morały – o wadze stylu w polityce oraz o tym, że konflikt między PO a PiS tak naprawdę jest sztuczny i łatwo przekraczalny.

Joanna Kluzik-Rostkowska jest dziś w powszechnym mniemaniu symbolem zdrady i zaprzaństwa, natomiast Jarosław Gowin wciąż chadza w todze mędrca i moralizatora, choć to, co zrobił, niczym nie różni się od tego, czego dokonała niegdysiejsza szefowa PJN. Co prawda, przejście z jednej partii do drugiej trwało u niej o trzy miesiące krócej niż w wypadku lidera Polski Razem, ale w istocie oboje zrobili to samo. Co więcej, Kluzik swoją akcesję do Platformy zgłosiła jako niezależna już poseł, kilka dni wcześniej została bowiem pozbawiona honoru przewodzenia PJN na rzecz Pawła Kowala. Mogła więc robić, co chciała, bo działała na własną już tylko rzecz (wcześniej negocjowała z PO start z jej list całego PJN, co miało – w jej przekonaniu – uratować część posłów i działaczy).

Pozostało 83% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej