Jacek M. ma 36 lat. Skończoną szkołę zawodową i „barwny" życiorys zawodowy. Był już w swoim życiu prokuratorem apelacyjnym, wysokim oficerem Centralnego Biura Śledczego Policji, kontrolerem NIK, czy urzędnikiem samorządowym. – Te różne pełnione przez niego funkcje służyły jednemu: wyłudzeniu pieniędzy – opowiadają wrocławscy śledczy.
Już w 2012 roku mężczyzna usłyszał pierwsze zarzuty związane z oszustwami i wyłudzaniem pieniędzmi. Na kilka miesięcy nawet trafił do aresztu, ale wyszedł we wrześniu ub. roku i ślad po nim zaginął.
Mężczyzna jednak nie zaniechał swojej przestępczej działalności. – Na portalach randkowych poznawał kobiety. Oczarowywał je, obrzucał komplementami, kwiatami czy prezentami.
Mówił, że są dla nich najważniejsze i prosił o pomoc – mówi Małgorzata Klaus, rzecznik wrocławskiej prokuratury. – Jacek L. wmawiał kobietom, że jest tajnym agentem CBŚ pod działającym w ukryciu i nie może dostać kredytu dlatego prosił nowe znajome o wzięcie go na siebie – opowiada prok. Klaus.
Innym kobietom wmawiał, że jest prokuratorem z Prokuratury Apelacyjnej, który samotnie wychowuje kilkuletnią córeczkę. – Ja i dziecko chorujemy na serce. Rozwiodłem się z żoną, bo mnie zdradziła ze znanym wokalistą disco polo – mówił kobietom oszust. Prosił o wsparcie, bo „pieniądze na leczenie pochłaniają jego wszystkie oszczędności".