Górnicy wystawiają rządowi rachunek - Andrzej Stankiewicz pisze o polskim górnictwie

Żaden region nie zawierzył Platformie tak mocno. I żaden region nie czuje się tak mocno rozczarowany

Aktualizacja: 14.01.2015 06:40 Publikacja: 13.01.2015 23:50

Przez siedem lat rządów PO–PSL problemami górnictwa nikt na poważnie się nie zajął. Górnicy słyszeli

Przez siedem lat rządów PO–PSL problemami górnictwa nikt na poważnie się nie zajął. Górnicy słyszeli tylko zapewnienia, że rząd o nich myśli. Tymczasem zamiast planu naprawczego doczekali się projektów likwidacyjnych. Na zdj. protest górników przed przeznaczoną do likwidacji kopalnią w Brzeszczach

Foto: PAP/ Jacek Bednarczyk

Obrazek pierwszy. Jest Barbórka roku 2013. Premier Donald Tusk oraz jego świeżo upieczona wicepremier, odziana w górniczy uniform Ślązaczka Elżbieta Bieńkowska pojawiają się na obiedzie z górnikami z kopalni Krupiński w Suszcu. Tusk mówi, że węgiel jest polskim skarbem i istotą polityki gospodarczej rządu. Bieńkowska wzruszona zapewnia, że reprezentanci Śląska w rządzie zawsze myślą o górnictwie. Oboje śpiewają z górnikami „Walczyka górniczego".

Obrazek drugi. Jest Barbórka roku 2014. Donald Tusk i Elżbieta Bieńkowska są już w Brukseli, gdzie zajęli wysokie unijne stanowiska. A Kompania Węglowa, największa górnicza firma w Europie, stoi na progu bankructwa, bo nikt przez siedem lat rządów PO–PSL  górnictwem poważnie się nie zajął. Nikt też poważnie nie zajął się Śląskiem.

Kłopot władzy

Sytuacja w górnictwie to kwintesencja zaniedbań, jakie rządzący przez lata zafundowali Śląskowi. Tak Donald Tusk mówił jeszcze w czerwcu: – Naszą intencją i wspólną rekomendacją jest praca nad takimi programami naprawczymi, które pozwolą uniknąć wariantów likwidacyjnych. Wyjaśniliśmy sobie także rzecz istotną z punktu widzenia rządu i budżetu państwa. Wbrew pozorom nie leży w interesie państwa prosta i szybka ścieżka likwidacyjna, ponieważ tego typu decyzje są bardzo kosztowne, nie tylko społecznie, ale też dla budżetu państwa.

A tak dziś mówi jego następczyni: – W listopadzie nie było na wypłaty, a na koniec roku nie było pieniędzy na wypłatę barbórki. Wiedzieliśmy, że w styczniu i lutym nie będzie z czego dołożyć do górnictwa.

Dziś wszyscy w Platformie zajmują się górnikami. Z przedstawicielami załóg kopalni Kompanii Węglowej przeznaczonych do zamknięcia spotyka się pani premier, a z ich żonami – pani prezydentowa. Pani premier wyznacza swego pełnomocnika do spraw górnictwa, a pan prezydent pisze do rządu pełne troski listy. Dziś, na pół roku przed wyborami prezydenckimi i dziesięć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, górnictwo stało się najpoważniejszym politycznym kłopotem władzy.

Rząd przez lata nie potrafił przeciąć patologicznych interesów narosłych wokół kopalń i handlu węglem. Wierzchołek góry lodowej wyszedł na jaw, gdy do ABW zgłosił się menedżer firmy, który przez lata korumpował dyrektorów kopalni. Proceder dotyczył dostaw sprzętu i chemikaliów. To największa afera korupcyjna w historii górnictwa, pod lupą jest kilkadziesiąt osób. Wedle ABW na przestrzeni ok. dziesięciu lat przekazały sobie one łapówki warte ponad 9 mln zł.

W zeszłym roku ABW badało też sytuację w protestującej dziś kopalni Brzeszcze, gdzie są podejrzenia wartej miliony niegospodarności zarządu kopalni. Podobne podejrzenia dotyczyły sytuacji w kopalni Kazimierz Juliusz, ostatniej w Zagłębiu Dąbrowskim. Do rządu dotarło, że coś jest nie tak, dopiero gdy sytuacja finansowa w kopalni – przeznaczonej do powolnego wygaszania – ekspresowo się pogorszyła i wybuchł górniczy protest. Rząd poniewczasie także zareagował na sprowadzanie z Rosji dotowanego węgla niskiej jakości – ustawa, która ma to ograniczyć, została przyjęta dopiero jesienią minionego roku, po górniczych protestach w Kazimierzu Juliuszu. Nie bez znaczenia było jednak i to, że ciemne interesy w handlu wschodnim węglem stały się jedną z przyczyn wybuchu afery taśmowej, która uderzyła w rząd PO.

Bez gospodarza

Górnictwo przez lata nie miało dobrego gospodarza. Formalnie za branże odpowiadał zawsze wicepremier i minister gospodarki z PSL, a zatem najpierw Waldemar Pawlak, a potem Janusz Piechociński. W praktyce jednak górnictwem zajmował się wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, Ślązak, lider regionalnej Platformy. Decyzjami resortu gospodarki szychty kolejnych prezesów w Kompanii Węglowej były wielokrotnie przerywane – dziś firmą kieruje szósty już zarząd od czasu dojścia koalicji PO–PSL do władzy.

W ubiegłym roku górnicy wystawili Tomczykiewiczowi surową recenzję, podczas kolejnych protestów i pikiet eksponując transparenty radzące mu w prostych górniczych słowach, aby sobie poszedł. Mieli widać rację, bo premier Ewa Kopacz odsunęła go od górnictwa, mianując swym pełnomocnikiem do spraw ratowania branży Wojciecha Kowalczyka, najpierw wiceministra finansów, potem skarbu, który teraz trafił do resortu gospodarki. Tomczykiewicz fotela  wiceministra jednak nie stracił.

Platforma rządzi krajem od 2007 roku, ale na Śląsku wygrywa znacznie dłużej, od 2004 r.

Już trzecią kadencję to właśnie politycy PO kontrolują regionalny sejmik i zarząd województwa. Jednak ostatnie wybory samorządowe pokazały kryzys zaufania. Partia wygrała z PiS w regionie rzutem na taśmę i ocaliła władzę dzięki koalicji z PSL oraz SLD. To jeden z nielicznych regionów, gdzie PO potrzebowała aż dwóch koalicjantów, aby zachować władzę. – Nie ma się co dziwić – przyznaje jeden z twórców kampanii Platformy. – Ślązacy odwrócili się od PO po serii skandali, jakie zafundowali im nasi samorządowcy w regionie.

Regionem rządzą totumfaccy Tomczykiewicza. I to oni wyreżyserowali na Śląsku serial z nepotyzmem i niegospodarnością w rolach głównych.

Telenowela działaczy

Jednym z najgłośniejszych skandali było wydzielenie Kolei Śląskich z ogólnopolskich Przewozów Regionalnych pod koniec 2012 r. Odpowiadał za to marszałek województwa Adam Matusiewicz, bliski współpracownik Tomczykiewicza.

Skończyło się katastrofą, bo koleje stanęły, a Ślązacy nie mogli dojechać do pracy. Ale nie trudności logistyczne były w tym najważniejsze. Sprawą zajęła się prokuratura, gdy okazało się, że w sieci spółek stworzonych wokół Kolei Śląskich synekury znaleźli pociotkowie i przyjaciele lokalnych polityków PO. Marnowali oni lekką ręką miliony złotych, choćby na zakup taboru, który nie był dopuszczony do jeżdżenia po polskich torach. Niektóre umowy zawierano dosłownie na gębę, a część dokumentów po prostu zniknęła. W dodatku okazało się, że szef Kolei Śląskich ma na koncie sprawę karną dotyczącą działania na szkodę firmy, którą w przeszłości kierował.

Do skandali dochodziło także w spółkach komunalnych. Najgłośniejszym były – opisywane szeroko przez „Rzeczpospolitą" – finansowe nieprawidłowości w  Górnośląskim Przedsiębiorstwie Wodociągów, firmie strategicznej dla regionu. GPW jest największym w kraju i jednym z największych w Europie przedsiębiorstw produkujących wodę pitną. Zaopatruje w wodę ponad 3 mln mieszkańców Śląska z 67 miejscowości.

GPW służyło działaczom PO jak skarbonka, z której finansowano działalność niemającą nic wspólnego z produkcją H2O. Poręczało choćby zakupy... taboru dla Kolei Śląskich. Ponieważ jedna ze spółek komunalnych nie zapłaciła za pociągi, GPW musiało – jako jej poręczyciel – wpłacić pieniądze i w ten sposób spółka wodna stała się właścicielem taboru kolejowego.

Spółką kierował działacz PO Jarosław Kania, a na kierowniczych stanowiskach zasiadali inni działacze Platformy. Ich działania doprowadziły do rekordowych w historii strat, liczonych w dziesiątkach milionów.

Podobnie skończył się inny skandal – modernizacja Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Po kontroli NIK w zeszłym roku zawiadomiła prokuraturę o niegospodarności na wielką skalę i zagrożeniu katastrofą budowlaną podczas inwestycji. Raport jest dla regionalnych działaczy PO odpowiedzialnych za inwestycję miażdżący. Stadion miał zostać zmodernizowany na Euro 2012, a nie jest gotowy do dziś, choć wydano ponad 600 mln zł, czyli dwa razy więcej, niż planowano.

Seria takich skandali skończyła się falą dymisji regionalnych działaczy PO, na czele z Matusiewiczem. Na początku 2013 r. zastąpił go Mirosław Sekuła, poseł PO i niesławny szef hazardowej komisji śledczej, który kilkanaście miesięcy wcześniej sromotnie przegrał wybory na prezydenta Zabrza. Sekuła musiał sprzątać po odchodzącym marszałku i wszędzie, gdzie się dało, wysyłał prokuratorów. Jeszcze przed zeszłorocznymi wyborami sama Platforma zapowiedziała, że jeśli zwycięży, to go nie powoła na kolejną kadencję. I tak się stało.

To kolejny dowód, że w regionalnej PO kipi. Jesienią 2013 r. Tomczykiewicz co prawda znów wygrał wybory na szefa regionalnej Platformy, ale najpierw wyrzucił z partii brata Matusiewicza, który chciał mu rzucić rękawicę. To dowód, że żelazny układ stworzony przez Tomczykiewicza – którego bracia byli kluczowym ogniwem – kruszeje.

Weto prezydenta

O ile w tej kadencji Platforma rządzi na Śląsku z PSL i lewicą, o tyle przez część poprzedniej jej koalicjantem był kontrowersyjny Ruch Autonomii Śląska, formacja promująca daleko posuniętą niezależność regionu od Polski. Lider RAŚ Jerzy Gorzelik – który nie uważa się za Polaka, tylko za Ślązaka – zasłynął kilka lat temu parafrazą słów premiera Wielkiej Brytanii Lloyda George'a, który po pierwszej wojnie światowej sprzeciwiał się przyznaniu Śląska Polsce. – Dać Polsce Śląsk to tak, jak dać małpie zegarek. No i po 80 latach widać, że małpa zegarek zepsuła – stwierdził Gorzelik. Regionalna Platforma z RAŚ współpracowała od 2006 r., ale koalicję zawiązano dopiero w 2010 r. – Gorzelik dostał stanowisko członka zarządu województwa.

Ta współpraca budziła kontrowersje nawet wśród niektórych działaczy PO. Podczas Barbórki w 2010 r. Bronisław Komorowski, jako świeżo upieczony prezydent, mówił na Śląsku: – Dopuszczenie do współrządzenia środowiska, które stawia na autonomizację poszczególnych regionów w Polsce, a nie na samorządność, jest niebezpieczne – powiedział prezydent. – Wydaje mi się to być poważnym błędem z punktu widzenia przyszłości państwa polskiego.

Po ostatnich wyborach Komorowski przeszedł od słów do czynów. Nieoficjalnie wiadomo, że to on zablokował dalszą współpracę PO z RAŚ w regionalnym sejmiku.

Ogłaszając plan restrukturyzacji górnictwa, który zakłada zamknięcie czterech kopalń i zwolnienie ponad 3 tys. ludzi, premier Ewa Kopacz zapowiedziała program, który ma ze Śląska uczynić „mocne centrum polskiego przemysłu". Tyle że Śląska industrializować wcale nie trzeba. Śląskiem się trzeba zająć, o czym Platforma nie pamiętała przez siedem lat.

Kraj
Konkurs Young Design 2025
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Kraj
Jerzy Owsiak zaapelował do prokurator Ewy Wrzosek. „Proszę cały czas trwać w swoich przekonaniach”
Kraj
Adam Traczyk: Badania kandydatów na prezydenta zdradzają nasze uprzedzenia
Kraj
Wątpliwa przerwa w przesłuchaniu Barbary Skrzypek
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Kraj
Rzeczy osobiste odebrane przez Niemców wracają po latach do rodzin więźniów
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście