Młotek w rękach populistów

Referendum może być wyłącznie elementem gry między partiami.

Aktualizacja: 04.06.2015 06:38 Publikacja: 02.06.2015 20:53

Chwyt marketingowy, jakim było opowiedzenie się za referendum, Bronisławowi Komorowskiemu nie pomógł

Chwyt marketingowy, jakim było opowiedzenie się za referendum, Bronisławowi Komorowskiemu nie pomógł

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Na pierwszy rzut oka sprawa jest prosta – referendum to najlepszy przykład sprawowania władzy przez obywateli. Bo tutaj każdy głosuje bezpośrednio, wybierając konkretne rozwiązania w konkretnych sprawach. Chcesz, by twoje dziecko poszło do szkoły w wieku sześciu lat czy nie? Chcesz, by wprowadzono JOW i zlikwidowano finansowanie partii z budżetu czy nie? Proste pytanie, prosta odpowiedź. Nieraz z zazdrością patrzymy w stronę Szwajcarii, gdzie system referendalny ma się świetnie i obywatele żyją w poczuciu, że rzeczywiście mają jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje w ich kraju.

Rzecz w tym, że nawet najlepsze narzędzie w nieodpowiednich rękach może się okazać zabójcze. Dłutem można stworzyć rzeźbiarskie arcydzieło, ale można też wydłubać konkurentowi oczy. Także referendum, szczególnie źle przygotowane, może się stać populistycznym narzędziem do budowania iluzji państwa, w którym obywatele mają coś do powiedzenia.

O tym, czy referendum spełni swoją funkcję w umacnianiu demokracji, decyduje kilka elementów. Jednym z nich jest termin jego przeprowadzenia. Ważne decyzje (nie tylko w przypadku referendum) powinny być podejmowane w czasie jak najbardziej wolnym od dodatkowych, zbędnych emocji, które mogłyby mieć wpływ na dokonywany wybór. Oczywiście, że nie da się przeprowadzić ogólnonarodowego głosowania w warunkach sterylnych. Ale można wybrać termin optymalny. Takim czasem z pewnością nie jest środek kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi, który przewidziano na prezydenckie referendum w sprawie JOW, finansowania partii z budżetu i zasady rozstrzygania wątpliwości podatkowych na korzyść podatnika. Jeszcze przed drugą turą wyborów prezydenckich pomysł ten został ostro skrytykowany przez politologów.

Chwytliwe pytanie

Dr Błażej Poboży z Uniwersytetu Warszawskiego w wypowiedzi dla portalu Gosc.pl nazwał wprost działania prezydenta i Senatu nieodpowiedzialnymi i populistycznymi, gdyż wpisały się w środek jednej kampanii wyborczej, a termin głosowania ustalono na kilka tygodni przed kolejnymi wyborami. Taki terminarz w naturalny sposób sprawia, że ewentualne referendum stanie się elementem gry wyborczej prowadzonej między partiami politycznymi.

Drugim – moim zdaniem jeszcze poważniejszym – elementem decydującym o tym, czy referendum umocni demokrację czy będzie jej karykaturą, jest kampania informacyjna dotycząca tematyki stawianego przed społeczeństwem wyboru. Obywatele mają prawo wybrać cokolwiek zechcą. Chodzi o to, żeby wiedzieli, między czym a czym wybierają. Nie jest sztuką zadać chwytliwe, populistyczne pytanie. Sztuką jest uświadomić wyborcom, jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia lub odrzucenia proponowanych zmian.

Pytania, na które mamy odpowiedzieć 6 września, na odległość zalatują tanim marketingiem politycznym. JOW miały zapewnić prezydentowi Komorowskiemu poparcie wyborców Pawła Kukiza. Z kolei zagadnienie finansowania partii z budżetu państwa to zabieg mający na celu zrzucenie ze środowiska PO etykietki pazernej klasy politycznej. Wreszcie kwestia rozstrzygania wątpliwości podatkowych na korzyść podatnika w ogóle nie powinna być rozstrzygana na drodze referendum, tylko od ręki w ramach normalnych prac parlamentu. Bo o sprawy oczywiste w referendum pytać nie trzeba.

Referendalny chwyt marketingowy Komorowskiemu nie pomógł – wybory wygrał Duda. Ale problem z zapowiedzianym głosowaniem pozostał i prawdopodobnie 6 września będziemy mieli okazję wypowiedzieć się w dwóch sprawach bardzo ważnych i jednej oczywistej.

Czy to wydarzenie będzie aktem umacniającym demokrację czy nie, to się dopiero okaże. I zupełnie nie mam w tym momencie na myśli konkretnych wyników referendum. Wola narodu – rzecz święta. Pytanie, które musimy sobie postawić, brzmi: w jakiej mierze wyniki głosowania będą świadomą decyzją obywateli, a w jakiej zręcznie przeprowadzonym aktem manipulacji, w którym jakaś siła polityczna sprzeda społeczeństwu atrakcyjnie opakowany bubel.

Kampania informacyjna

Żeby opcja druga nie stała się faktem, referendum musi być poprzedzone rzetelną kampanią informacyjną, w czasie której ludzie będą mogli się zapoznać z ewentualnymi skutkami dokonanych wyborów. Samo pytanie, czy chcesz, by partie polityczne były finansowane z budżetu czy nie, nie wystarczy. Trzeba przedstawić wyborcom, jakie mogą być konsekwencje odrzucenia modelu dotacji budżetowych. Dopiero jeśli zastanowimy się nad tym, skąd po zmianie systemu partie będą czerpały środki finansowe i jakie są również wady takiego rozwiązania (jak choćby większy wpływ lobby biznesowego na kształtowanie polityki przez sponsoring), będziemy mogli dokonać świadomego wyboru. Dopiero gdy zobaczymy, jak JOW działają w praktyce, i przeanalizujemy pod tym względem wyniki wcześniejszych wyborów parlamentarnych w Polsce, będziemy zdolni uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy prostego wprowadzenia jednomandatowych okręgów w naszym państwie.

Jest czymś oczywistym, że gdyby ktoś dziś zarządził referendum z pytaniem: „Czy chcesz zniesienia podatków w Polsce?", to zdecydowana większość odpowiedziałaby twierdząco. Ale jeśli wcześniej poinformowano by wyborców, że konsekwencją tego będą płatne szkoły i płatna opieka medyczna, to zanim postawią na karcie do głosowania krzyżyk, dwa razy się zastanowią nad swoją decyzją.

Idealnym rozwiązaniem tego problemu byłaby finansowana z budżetu państwa kampania informacyjna, dzięki której wyborcy mogliby się dowiedzieć o pozytywnych i negatywnych konsekwencjach swojego głosowania. Problem w tym, że często partia rządząca jest stroną w podejmowanej w referendum sprawie i przez to staje się mało wiarygodnym informatorem. I tutaj rozpoczyna się rola mediów. Na nich spoczywa odpowiedzialność, by tematyka przygotowywanego referendum i analiza ewentualnych jego konsekwencji dotarły do jak najszerszej grupy odbiorców.

Konieczne jest konfrontowanie opinii zwolenników i przeciwników konkretnych rozwiązań. I najlepiej, by były to opinie ekspertów, a nie polityków. A jeśli już polityków, to poparte analizami eksperckimi. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia ze zwykłą grą polityczną, a referendum – zamiast być najwyraźniejszym przejawem demokracji – może zostać sprowadzone do roli młotka, którym populiści okładają społeczeństwo. Bo wolny wybór to przede wszystkim wybór świadomy.

Autor jest publicystą „Gościa Niedzielnego"

Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”