Warszawski sąd uznał Dorotę Kanię, dziennikarkę „Gazety Polskiej", za winną powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych, m.in. u premiera Jarosława Kaczyńskiego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, by pomóc Markowi D., biznesmenowi podejrzanemu o korupcję, wyjść na wolność. W zamian za to miała pożyczyć, w ratach, od rodziny D. 270 tys. zł. W lipcu 2015 r. sąd skazał ją za to na dwa lata w zawieszeniu na trzy lata próby oraz grzywnę. Wczoraj poinformowała o tym „GW".

Głośna sprawa pożyczki znanej prawicowej dziennikarki toczyła się przed warszawskim sądem od grudnia 2012 r. Kanię o płatną protekcję i powoływanie się na wpływy u polityków PiS oskarżyła Prokuratura Okręgowa w Opolu. Nieoprocentowane pożyczki od rodziny – żony biznesmena i teściowej – brała w kilku ratach.

Zdaniem sądu Kania „podjęła się pośrednictwa w załatwieniu sprawy uchylenia środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania w sprawie D.". Podjęła m.in. „osobiste rozmowy z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro i prokuratorem krajowym Januszem Kaczmarkiem", miała też „inspirować wniosek adwokatów D. o przeniesienie śledztw przeciwko Markowi D. do Katowic".

Sąd uznał, że te działania doprowadziły faktycznie do przeniesienia śledztw z Łodzi do Katowic, ale Marek D. pozostał w areszcie aż do stycznia 2008 r. Kania zwróciła rodzinie D. pieniądze ze zwłoką.

Wyrok nie jest prawomocny. – Apelacja została złożona i przyjęta do rozpoznania. Czekamy na wyznaczenie terminu – mówi obrońca dziennikarki.