Gdyby wierzyć opowieściom polityków PO, to decyzja o nominowaniu Tomasza Arabskiego na ambasadora w Madrycie jest spełnieniem jego największego marzenia. Kocha Hiszpanię i wreszcie mógłby pobyć z rodziną – żoną i czwórką dzieci – które od pięciu lat widuje głównie w weekendy.
I – jak twierdzi Paweł Graś, rzecznik rządu Donalda Tuska – dobrze zna hiszpański, bo jako student mieszkał w tym kraju przez pół roku.
Katolicki dziennikarz w centrum władzy
W PO Arabski cieszy się sporą sympatią. Toruński poseł PO Antoni Mężydło mówił o nim, że to człowiek niezwykle szlachetny. Ten czterdziestopięciolatek, były dziennikarz katolicki jest typowym politykiem gabinetowym. Nie lubi być na widoku, choć jego rola w rządzie jest niebagatelna.
Jako szef Kancelarii Premiera i przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów decyduje o kształcie wszystkich ustaw. W sejmowych korytarzach spekulowano m.in., że to on przetrzymał w rządzie ustawę o deregulacji zawodów autorstwa ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.
Po odejściu z rządu Grzegorza Schetyny, Rafała Grupińskiego i Mirosława Drzewieckiego (po aferze hazardowej) Arabski stał się najbliższym współpracownikiem premiera. Mimo to – jak zbadał w ubiegłym roku TNS Polska – nie zna go ponad połowa Polaków, choć w ciągu pięciu lat pracy na stanowisku szefa Kancelarii Premiera kilkakrotnie znalazł się w świetle jupiterów. I to w niezbyt miłych okolicznościach.