[srodtytul]Oskarżani przez rodzinę[/srodtytul]
Pierwsi zatrzymani za nieudolność w sprawie uprowadzenia Olewnika to Remigiusz M. z Radomia, były szef policyjnej grupy śledczej, oraz Henryk S. i Maciej L. z płockiej policji, którzy wraz z M. zajmowali się poszukiwaniem ofiary. Usłyszą zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych, których skutkiem była śmierć ofiary, i utrudniania śledztwa. – Dziś zostaną przesłuchani w charakterze podejrzanych – mówi Mirosław Orzechowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. M. i dwaj pozostali funkcjonariusze stanowili trzon grupy, która przez trzy lata zajmowała się sprawą uprowadzenia Krzysztofa Olewnika. Rodzina ofiary oskarżała ich o bezczynność i rażące błędy.
[srodtytul]List i nagranie[/srodtytul]
Jak dowiedziała się „Rz”, kluczowe zaniedbania, które znajdą się wśród zarzutów wobec M. i pozostałych, dotyczą zlekceważenia anonimu ze stycznia 2003 roku. Wtedy Krzysztof Olewnik jeszcze żył i sprawdzenie tego listu mogło ocalić mu życie.Wynikało z niego, że w sprawę zamieszany jest Ireneusz Piotrowski, ps. Bokser, który koło Nowego Dworu Mazowieckiego pilnuje Krzysztofa, a kontaktuje się z nim Pazik – pisał autor anonimu do Włodzimierza Olewnika, ojca ofiary. Remigiusz M. nie zrobił nic, by sprawdzić podane informacje. Potem twierdził, że nie wiedział o anonimie.
Drugie zaniedbanie dotyczy kasety VHS, którą na cztery lata schowano do szuflady, choć prowadziła wprost do szefa gangu. Zatajenie ważnego dowodu ujawniła „Rz”. Na kasecie widać, jak Wojciech F. 28 października 2001 r., dzień po porwaniu, kupuje telefon w hipermarkecie. Z tego numeru bandyci wykonali pierwsze połączenia do rodziny, żądając okupu. Policjanci zabezpieczyli kasetę w listopadzie 2001 r. Zatajenie dowodu wyszło na jaw w maju 2005 r. Ekspedientka, która sprzedała aparat, potwierdziła, że już w 2001 r. byli u niej płoccy policjanci i pytali o nabywcę. Ale informacji od niej nie wykorzystali.