W niedzielę na granicy gruzińsko-osetyjskiej został ostrzelany konwój wiozący prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Micheila Saakaszwilego. Jak się okazało, plan wizyty polskiej głowy państwa w Gruzji w ogóle nie przewidywał wizyty na posterunku przy granicy z Osetią Południową. Zmiany nie uzgodniono też z Biurem Ochrony Rządu.
– Jak wynika ze wstępnych relacji naszych funkcjonariuszy, o nowym punkcie programu dowiedzieli się w ostatniej chwili. Nie mieli już wówczas łączności z prezydentem – zaznacza kapitan Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR.
– Charakter prezydenta Saakaszwilego jest dobrze znany. Jest człowiekiem stanowczym i potrafi zignorować ostrzeżenia ochrony – mówi „Rz” Koba Likwikadze, gruziński ekspert ds. politycznych i bezpieczeństwa. – Myślę, że wyjazd z prezydentem Kaczyńskim był jego decyzją, a ochroniarze nie mieli na to większego wpływu.
Potwierdza to Aleksander Rondelli, gruziński politolog: – Są zasady dotyczące ochrony prezydenta, ale ostatecznie decyduje Saakaszwili.
Rozmówcy „Rz” podkreślają, że sprawa jest bardzo poważna, bo zagrożone zostało bezpieczeństwo głowy państwa.