[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/03/28/jedze-kochanki-mantyki-czyli-strata-czasu-zimowego/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Trudno przegapić mały festiwal Jana Krzysztofa Bieleckiego. W „Rz“ były premier z obawą przyznaje się, że nie ma mądrych na kryzys, ale w „Wyborczej“ zarazem uspokaja, że prawdziwy kryzys to był w 1991 roku. Wywiad z „Wyborczej“ w dużej mierze jest poświęcony polskiej historii najnowszej (bo należy do rocznicowo-obrzędowego cyklu rozmów z premierami 20-lecia) ale paradoksalnie działa odświeżająco – przypomnienie syfu w gospodarce i wcale niewesołych okoliczności politycznych premierowania Bieleckiego stawia nasze problemy ze skokiem kursu franka o 20 groszy w te lub we wte w innym świetle.
O polityce gospodarczej obecnego rządu były premier w obu gazetach wypowiada się lakonicznie, w „Rz“ głosząc pochwałę powściągliwości. Może szkoda że tak mało, jeśli wierzyć Romanowi Giertychowi, który w wywiadzie dla „Polski“ mówi bez wahania: „nie jesteśmy pod wodzą Jacka Rostowskiego, wiadomo, że tym wszystkim kieruje Bielecki“. Jest to jedno z niewielu jednoznacznych stwierdzeń w tej skądinąd bardzo zabawnej rozmowie, która poza tym składa się z samych szarad i uników. „Pan jest osobą, która wprowadza do polskiej polityki Declana Ganleya? – A jak myślicie?“ Albo: „Za jakie sznurki Pan pociąga w TVP? – Opiniowałem tylko sprawy prawne dla kilku osób“ – i tak dalej.
Przy okazji były wicepremier zdejmuje czapkę z głowy przed Piotrem Farfałem „za skuteczność“. O której to skuteczności piszą dość wyczerpująco Anna Nalewajk i Luiza Zalewska w magazynie „Dziennika“ – dając solidny przegląd kadrowych zdobyczy nowej ekipy na Woronicza. Czapka więc z głów przed autorkami za bogactwo zestawu nazwisk i wyliczanek, kto co chapnął i jak robi dalsze miejsce dla swoich – ale to jednak lektura tylko dla zatwardziałych masochistów, bo jako żywo nie pamiętam, żebym w ostatnich kilkunastu latach czytał o telewizji w innych kontekstach niż kadrowej dintojry, nacisków i ręcznego sterowania dziennikarską robotą. (Ale nie mam telewizora i teksty poświęcone TVP na ogół omijam, więc może umknęła mi jakaś wyjątkowa epoka w jej dziejach).
Roman Giertych nie dał się też naciągnąć na rozmowę o Januszu Palikocie, co jest zrozumiałe, skoro występuje w procesie jako adwokat jego byłej żony . Nie miał za to nic przeciw temu, by jego klientka w tym tygodniu wygarnęła coś pod adresem lubelskiego arcyposła –„Dziennik “drukuje rozmowę Mazurka z Marią Nowińską pod tytułem „Nie mogę tknąć wina Palikota“. Warto przeczytać ten rodzaj powściągliwej skargi, cierpkiej i dotyczącej nie tylko osławionych sporów o miliony wyprowadzone na Curacao czy liczenie łyżeczek we wspólnym pałacu. Oprócz smacznych złośliwostek pod adresem gustów i próżności byłego męża („nie będzie już czytania Rilkego w winiarni“) oraz charakteru intelektualnych dworaków wiszących u jego klamki, pani Nowińska, wypowiada całkiem trzeźwą uwagę: gdyby była mężczyzną, to jej spór Palikotem o podział pieniędzy zarobionych na sikaczach, byłby potraktowany jako męska sprawa między poróżnionymi wspólnikami. „Nikt nie pozwoliłby sobie na kpinki, gdyby chodziło o konflikt dwóch równorzędnych partnerów, ale była żona to zawsze zachłanna jędza…“. Zwłaszcza, gdy „targetem“ są czytelnicy „SuperExpressu“, który pisał – jak twierdzi Nowińska, kłamliwie - o jej największych alimentach w Polsce.