Noc z 25 na 26 czerwca 1999 roku, Ostrów Wielkopolski. W jednokierunkową ulicę skręca skoda. Samochód jedzie pod prąd. Patrolujący miasto policjanci zatrzymują auto i próbują wylegitymować kierowcę. Ten rzuca w ich stronę kilka obelg i odjeżdża. Wkrótce samochód zostaje ponownie zatrzymany, tym razem przez wzmocnione siły policji. Funkcjonariusze znów nie mogą się doprosić, by kierowca pokazał im dokumenty. Kiedy chcą go wyprowadzić z wozu, mężczyzna rzuca: „odp... się, palanty”. Wywiązuje się szamotanina. Wreszcie kierowca zakuty w kajdanki ląduje na komendzie. Tam okazuje się, że to Witold Tomczak, poseł AWS z Kępna. Kiedy policjanci pytają, dlaczego wcześniej nie pokazał legitymacji, rozkłada ręce.
Taka jest wersja funkcjonariuszy. Tomczak przedstawia inną. – Policjanci byli po cywilnemu, podjechali do mnie nieoznakowanym radiowozem, a kiedy grzecznie poprosiłem jednego z nich, by się wylegitymował, zostałem zignorowany – wspomina. Zapewnia też, że nie obrażał policjantów.
Prokurator nie daje mu jednak wiary i zamierza postawić zarzuty znieważenia funkcjonariuszy. – Chcę wyjaśnić sprawę – deklaruje Tomczak i zrzeka się immunitetu. Od tej chwili jednak prosta z pozoru sprawa zaczyna się komplikować.
[srodtytul]Immunitet chcę z powrotem[/srodtytul]
Tomczak bardzo szybko doszedł do wniosku, że procesu jednak nie chce. Zaczął walczyć o przywrócenie immunitetu. Ostatecznie sąd zawiesił proces. Jak się później okazało – na lata.