Przestępcy seksualni skazani za gwałty na dzieciach (ale również na dorosłych) po wyjściu na wolność nie są w żaden sposób kontrolowani. Sądy mogą od 2005 r. kierować ich do zamkniętych zakładów psychiatrycznych albo na przymusowe leczenie, jednak robią to niezwykle rzadko: w 2008 r. dotyczyło to tylko dwóch przestępców.
Poza tym – [link=http://www.rp.pl/artykul/381709.html]jak ujawniła "Rz"[/link] – blisko 100 pedofilów nowe prawo nie obejmuje, gdyż zostali skazani przed 2005 r. Oni wyjdą na wolność praktycznie bez żadnego nadzoru.
A to może się zakończyć kolejnymi tragediami. "Rz" opisała niedawno przypadek Józefa S., który odsiedział 25-letni wyrok za gwałt i zabójstwo dziewczynki. Wyszedł na wolność i wrócił do rodzinnej wsi. Po 25 dniach dopuścił się molestowania 11-letniego chłopca. Znów trafił do więzienia.
Seksuolog prof. Zbigniew Lew -Starowicz nazywa takie przypadki tykającymi bombami. – Czy wybuchną, nie wiemy, bo nikt nad nimi nie panuje – zaznacza. Do seksuologów trafiają pedofile chcący się leczyć farmakologicznie i terapią, ale to niewielki procent. – Ci oporni są dla społeczeństwa niebezpieczni, warto zrobić wszystko, by problem zminimalizować – postuluje prof. Starowicz.
Być może uda się znaleźć rozwiązanie. Po publikacjach "Rz" zareagowało Ministerstwo Sprawiedliwości.