Ostry na boisku, blady w polityce

Mirosław Sekuła, szef komisji śledczej zapewnia, że w polityce nie zachowuje się tak jak w sporcie – nie jest agresywny

Aktualizacja: 07.11.2009 00:52 Publikacja: 07.11.2009 00:24

Mirosław Sekuła

Mirosław Sekuła

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Kiedy w 2001 r. Mirosław Sekuła został prezesem NIK, pojechał do Częstochowy, przed obraz Matki Bożej. – Byłem przestraszony. Musiałem prosić o wsparcie – mówi dziś.

Nie lubi za to zwracać się o pomoc do PR-owców. Sam mówi o sobie, że nie ma parcia na szkło, nie jest fighterem. Na koszykarskim boisku potrafi być jednak brutalny. – Ma bardzo ostre wejścia. Ale zawsze gra zgodnie z przepisami – ocenia Aleksander Chłopek, poseł PiS ze Śląska. 

– W polityce nie zachowuję się tak jak w sporcie – zapewnia świeżo powołany szef nowej komisji śledczej z PO, która ma zbadać aferę hazardową. – Chcę zwyciężać ciężką pracą, nie agresją.  

Jego krytycy twierdzą, że jest wręcz mdły. – Nie wyróżnia się niczym szczególnym, do tej pory niewiele o nim wiedziałam – mówi Beata Kempa, posłanka PiS, członek nowej komisji ds. hazardu.

[srodtytul]Galowy strój śląski[/srodtytul]

Tymczasem Sekuła jest w polityce od niemal 20 lat. W czasie PRL pracował w Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu. – Gdy skończył się PRL, wiele osób, które wcześniej były na tzw. emigracji wewnętrznej, zaczęło zastanawiać się nad zaangażowaniem się w politykę. Ja też – wspomina Sekuła. Twierdzi, że przekonał go mieszkaniec Zabrza, który podczas spotkania tworzącego się komitetu obywatelskiego powiedział: jeżeli ktoś sądzi, że jeśli nie zaangażuje się w politykę, to ta nie zajmie się nim, jest w błędzie. 

Sekuła wystartował w wyborach do rady miasta. Został jej przewodniczącym. – Mieliśmy aż 46 radnych. Nie byliśmy gotowi na taki sukces. Wszyscy się bali takiego stanowiska. Byłem chyba najodważniejszy – mówi. 

W 1994 r. został wiceprezydentem Zabrza. – Miasto dobrze się wtedy rozwijało – twierdzi Chłopek, który działał wówczas w Gliwicach. 

Kontrowersje wzbudziło podpisanie przez Sekułę umowy, która umorzyła podatek prywatyzowanej Hucie Zabrze. Władze miasta chciały w ten sposób uratować miejsca pracy. Ale na miejscu huty i tak powstał supermarket. 

– Dzięki tej decyzji było możliwe stopniowe wygaszanie miejsc pracy. Gwałtowne zwolnienia byłyby bardziej groźne dla Zabrza – tłumaczy Sekuła.

Jako samorządowiec próbował dostać się do Sejmu. Udało mu się za trzecim razem – w 1997 r. Na inauguracyjne posiedzenie przyszedł w galowym stroju śląskim.

[srodtytul]PR szkodzi[/srodtytul]

Byłby pewnie tylko jednym ze 134 posłów AWS, gdyby z szefowania Komisji Finansów Publicznych nie zrezygnował Henryk Goryszewski. Sekuła przejął po nim stanowisko. Pilnował, by posłowie podczas posiedzenia wyłączali telefony komórkowe. Każdy, komu zadzwonił, musiał wrzucić monetę do świnki skarbonki. 

Najbardziej dumny jest z tego, że mimo rozpadu koalicji AWS – UW na posiedzeniu Komisji Finansów udało się wypracować kompromisowy projekt budżetu. Gdy trzeba było znaleźć kandydata na szefa NIK, którego poparłyby dwie skłócone partie – padło na niego. Konkurentem był Janusz Wojciechowski (wówczas PSL), urzędujący prezes NIK. – Sam sobie szkodził. Za bardzo się promował – uważa Sekuła. 

Wojciechowski się odgryza: – Sekuła unikał konferencji prasowych, prawie nigdy nie prezentował wyników kontroli. Raz skrytykował szkoły wyższe. Ale gdy zaprotestowali rektorzy, natychmiast ich przeprosił. Na pewno nie był pierwszym kontrolerem RP. Po prostu zarządzał instytucją. 

Nadzorowanie kontroli Sekuła przekazał swoim zastępcom. – Nie wtrącał się do naszej pracy. Mówił wręcz – rób tak, żeby było dobrze. I jak coś ci nie wyjdzie, to nie licz na to, że będę cię bronił – wspomina Piotr Kownacki, jeden z zastępców Sekuły, do niedawna szef Kancelarii Prezydenta. 

Krytyka skupiała się więc na zastępcach. Jeden z nich, Krzysztof Szwedowski, kontrolował raport otwarcia rządu Leszka Millera (krytykujący gabinet Jerzego Buzka). Nie zostawił na nim suchej nitki. – Raport NIK był politycznym manifestem – uważa Miller. – Ale ostrze krytyki było skierowane na Szwedowskiego. Do Sekuły były pretensje o to, że go nie dopilnował.

[srodtytul]Gospodarskie wizyty[/srodtytul]

Sekuła tłumaczy, że zarządzał nowocześnie – delegował zadania i rozliczał z ich wykonania. Sam skupiał się na koordynowaniu prac NIK.

– Sprawiłem, że delegatury przestały wynajmować lokale od instytucji, które potem kontrolowały. Odkryłem, że jeden z wynajmowanych lokali był tak naprawdę własnością NIK – chwali się. 

W oddziałach NIK do dziś wspominają jego gospodarskie wizyty. Zaglądał wszędzie. – Kiedyś chciał koniecznie obejrzeć strych w jednym z oddziałów. Mieszkało tam mnóstwo gołębi i żeby tam wejść, trzeba było brodzić w nieczystościach. To go nie zniechęciło – opowiada jeden z pracowników Izby. 

Głośne za jego kadencji było też to, że mieszkał... w szafie w swoim gabinecie. Tak naprawdę było to służbowe mieszkanie, do którego wchodziło się przez drzwi przypominające regał. Sekuła uznał, że tak będzie taniej, niż gdyby NIK wynajmował mu mieszkanie. 

– Gdy media o tym napisały, zachował się bardzo racjonalnie – zaprosił dziennikarzy i posłów, wszystko im pokazał. Dzięki temu poza kilkoma złośliwościami sprawa rozeszła się po kościach – wspomina Kownacki. 

Gorszym wyczuciem wykazał się, odwołując dwóch wceprezesów NIK, Szwedowskiego i Zbigniewa Wesołowskiego, i czyniąc z nich swoich doradców. 

Twierdził, że to decyzja organizacyjna. Prasa pisała, że to ukłon w stronę nowej władzy (wybory wygrał PiS), dla której chciał zwolnić stanowiska. – Był taki zwyczaj, że obsada stanowisk wiceprezesów odzwierciedlała układ w Sejmie. I w 10 proc. ten argument też był powodem mojej decyzji – przyznaje Sekuła. 

Ale ten gest nie zaowocował dobrymi relacjami z kolejnymi pisowskimi marszałkami Sejmu – Markiem Jurkiem i Ludwikiem Dornem.

[srodtytul]Zanudzić publiczność?[/srodtytul]

W 2007 r., po upływie kadencji w NIK, Sekuła wrócił do Zabrza – był prezesem Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. W tym samym roku dostał się do Sejmu – z listy PO. Przeforsował swoją nowelizację ustawy o NIK, którą krytykuje nie tylko obecny prezes Izby Jacek Jezierski.

– To osłabienie NIK. Może chodzić o to, by kontrole nie utrudniały prywatyzacji – uważa Wojciechowski.

Według Sekuły powodem krytyki jest zagrożenie interesów urzędników Izby. 

W tej kadencji został wiceszefem komisji „Przyjazne państwo”, a potem jej przewodniczącym, gdy to stanowisko stracił za karę Janusz Palikot. Jak wyliczyła „Rz”, Sekuła pracował mrówczo: podczas gdy Palikot pilotował w Sejmie trzy projekty ustaw, Sekuła – 29.

Po wybuchu afery hazardowej kształtuje się nowe prezydium Klubu PO, Sekuła zostaje wiceprzewodniczącym – reprezentuje prawe skrzydło klubu zamiast Jarosława Gowina, który nie chce być zastępcą Grzegorza Schetyny. 

Klub wyznacza go też do komisji śledczej ds. afery hazardowej. – Ale on się z tego nie cieszy, traktuje to jak przykry obowiązek – twierdzi Gowin. Podkreśla, że Sekuła nie ma parcia na szkło. Opowiada, że zorganizował mu kiedyś spotkanie ze specjalistą od PR: – Strasznie się męczył. Nigdy nie umówił się na kolejne spotkanie. 

Zdaniem Gowina Sekułę cechuje duża niezależność myślenia, co zapewni dobrą pracę komisji śledczej.

Politycy PiS są innego zdania. – Zbyt rzetelnie będzie wykonywał polecenia partyjne – uważa Chłopek. A jego partyjni koledzy mówią wręcz, że PO po to wytypowała biurokratycznego Sekułę na szefa komisji, żeby zanudził opinię publiczną. – Jeśli będzie prowadził obrady w sposób aptekarski, to może rozmyć prace komisji – twierdzi Beata Kempa.

Sekuła jeszcze przed powołaniem komisji naraził się opozycji stwierdzeniem, że jego zdaniem nie powinno dojść do konfrontacji między premierem a szefem CBA. Dlatego na kilka dni przed głosowaniem w sprawie komisji zamilkł. Nie odbierał telefonów od dziennikarzy.

Nie ukrywa, że jako szef komisji będzie się starał być bardziej ostrożny. – Bo niczym nie można sobie tak poderżnąć gardła jak własnym językiem – mówi. 

W Sejmie nie czuje się najlepiej. Żartuje, że poseł jest interfejsem między ściągą klubową – mówiącą jak głosować – a przyciskiem do głosowania. Dlatego chce startować w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Zabrza. 

Szefowanie komisji hazardowej może mu pomóc w kampanii, ale może i zaszkodzić – będzie bowiem narażony na ataki opozycji. A dotąd unikał zamieszania medialnego wokół siebie. 

– Jeden z pracowników NIK powiedział mi, że kiedy byłem prezesem, nie musiał odpowiadać na pytania, kto jest prezesem tej instytucji. Za Sekuły miał takie pytania ciągle – mówi Wojciechowski.

Jako szef komisji hazardowej Sekuła już przed kamerą nie ucieknie.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorki [mail=k.borowska@rp.pl]k.borowska@rp.pl[/mail][/i]

Kiedy w 2001 r. Mirosław Sekuła został prezesem NIK, pojechał do Częstochowy, przed obraz Matki Bożej. – Byłem przestraszony. Musiałem prosić o wsparcie – mówi dziś.

Nie lubi za to zwracać się o pomoc do PR-owców. Sam mówi o sobie, że nie ma parcia na szkło, nie jest fighterem. Na koszykarskim boisku potrafi być jednak brutalny. – Ma bardzo ostre wejścia. Ale zawsze gra zgodnie z przepisami – ocenia Aleksander Chłopek, poseł PiS ze Śląska. 

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo