Piotr Semka: Amok parade

Poniedziałkowe gazety poruszone są tragedią na Love Parade w niemieckim Duisburgu. Impreza przeniesiona w 2007 roku z Berlina do miast Zagłębia Ruhry zakończyła swój żywot w atmosferze rozliczeń co do odpowiedzialności za tragedię. Co zawiodło? Organizacja imprezy? Brak szybkiej reakcji policji? Zabrakło wyobraźni służbom porządkowym?

Aktualizacja: 26.07.2010 13:49 Publikacja: 26.07.2010 13:35

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

[b]„Gazeta Wyborcza”[/b] piórem Bartosza Wielińskiego tak opisuje sekwencję wydarzeń jaki doprowadziły do tego strasznego wydarzenia:

Było gorąco, dziennikarze podawali w relacjach na żywo, że wódka i piwo leją się strumieniami. Nad bezpieczeństwem czuwały setki policjantów i ratowników medycznych. Przed godziną 16 okazało się, że tłum bawiących się pod dworcem jest tak duży (dobija miliona), iż policja przestała wpuszczać nowych chętnych. Przed bramkami zostało kilkaset tysięcy ludzi, a według niektórych szacunków nawet milion. Policja nakazała im wracać z powrotem do centrum Duisburga, ale na imprezę wciąż przychodzili kolejni. Przed wejściem utworzył się gigantyczny zator. Co gorsza, droga na imprezę wiodła przez wąską ulicę i tunel pod autostradą.

Właśnie w tym tunelu po godz. 17 doszło do tragedii. - Ludzie stali ściśnięci jak sardynki, nie mogli się ruszyć, zaczynało brakować powietrza. By się wydostać, trzeba było się bić - opisuje jeden z uczestników. Nagle ktoś zaczął krzyczeć. W tunelu od razu wybuchła panika, wszyscy zaczęli się tratować.

Gdy godzinę później przedarły się tam ekipy ratowników, ich oczom ukazał się prawdziwy rozmiar tragedii. Znaleźli ciała 16 zabitych - większość zmiażdżyły stalowe schody u wejścia do tunelu, które runęły, gdy setki fanów chciały wydostać się nimi z pułapki. (..)W sumie do szpitali przewieziono 345 osób, trzy z nich zmarły. Kiedy w tunelu działy się dantejskie sceny, Love Parade trwała dalej. Organizatorzy i policja postanowili nie kończyć imprezy, by nie ściągnąć sobie na głowę kolejnego problemu - tysiące rozwścieczonych i pijanych ludzi mogło wywołać zamieszki.

(..) W niedzielę niemieckie media oskarżyły organizatorów, że źle przygotowali imprezę. - Widziałem już wiele rzeczy, ale to przechodzi wszelkie pojęcie. Władze miasta zlekceważyły wszystkie przepisy dotyczące bezpieczeństwa - mówi anonimowo "Spieglowi" oficer policji.

Tygodnik podaje, że policja i straż pożarna przygotowały własną koncepcję zabezpieczenia imprezy. Chcieli, by fani mogli wchodzić na nią z kilku stron. To jednak wymagałoby zaangażowania większej ilości funkcjonariuszy i zwiększałoby koszty. Dlatego władze Duisburga postanowiły wpuszczać ludzi w jednym punkcie, przez tunel. Fani z kolei oskarżają policję. Na dobrą godzinę przed wybuchem paniki ostrzegali funkcjonariuszy, że w tunelu dzieje się coś złego i może dojść do tragedii. Mundurowi apele ignorowali.

[b]W „Polsce the Times”[/b] duisburską tragedię komentuje Roger Boys.

„Tłum może być śmiertelnie niebezpieczny, ale bywa też podniecający. Ogromny sukces Love Parade opiera się na jednej i równie prostej, co hedonistycznej zasadzie: dobra zabawa przy potężnym basowym rytmie wprost buchającym z potężnych głośników. Przypomnijmy, że to największe i najgłośniejsze w Europie techno party. DJ niezmordowanie zachęcają uczestników do tego, by uprawiali miłość, bo ta jest najważniejsza. Hektolitry potu. Tysiące skąpo odzianych młodych ludzi skaczą i tańczą.

Ramię przy ramieniu. Nie wciśniesz nawet szpilki. To święto niemal plemienne. I chociaż amfetamina otwarcie krąży wśród uczestników, niemiecka policja wykazuje się w tym dniu dość szeroką tolerancją. 1,4 mln młodych ludzi, którzy zjechali do Duisburga, szukało właśnie tego rodzaju zapomnienia.

Boyes wskazuje na trzy możliwe przyczyny tragedii: miejsce koncertu w postaci starego dworca towarowego, który zmieści najwyżej 230 350 tys. osób, ale nie ponad milion! Włodarze Berlina zrezygnowali z organizowania Love Parade z powodów finansowych. Tam jednak tłum zawsze miał się w razie czego gdzie rozlać - ogromny park Tiergarten. W Duisburgu uczestnicy nie mieli takiego miejsca. Stali stłoczeni jak w klatce. Drugi problem: na miejsce imprezy można było dojść - i wyjść z niej - tylko poprzez stary nieużywany od dawna tunel kolejowy. Gdy tłum ugrzązł w tunelu, nie mógł ruszyć ani do przodu, ani do tyłu.

Gdy podczas parady sprawy zaczęły przybierać fatalny obrót, policjanci sami wpadli w panikę. Co miało pójść źle, poszło źle.

(..) „Trzeci problem: graniczące z lekceważeniem samozadowolenie policji. Być może dowodzący ochroną Love Parade starsi rangą policjanci sądzili, że górę weźmie niemieckie poczucie porządku.”

Boyes puentuje swój tekst tak: ”Co mogło pójść źle, poszło źle. To nie był niemiecki sposób działania”.

Na to ,że Love Parade to puszka Pandory wskazywano w Berlinie już w końcu lat 90. Tłumy w których spory procent podpity jest alkoholem lub najarany ecstasy – zawsze był potencjalnym miejscem tragedii.

Głośne wskazywanie na takie zagrożenie – spotykało się z oskarżeniami o brak zrozumienia dla potrzeb młodych lub niechęci do techno-pop-kultury.

Bardziej obawiano się wtedy jakiegoś wybuchu agresji lub ataku szaleńca, który wywołać może nieprzewidywalne zachowania tłumu. Byli tez i tacy, którzy wskazywali, że impreza w miarę bezpiecznie mogła udawać się tylko w Berlinie, gdzie są duże parkowe obszary Tiergarten.

Podobno po cichu specjaliści policyjni przekonali władze Berlina, by pozbyć się imprezy zanim dojdzie do jakiś problemów. Stało się tak mimo że Love Parade próbowano wykreować na znak firmowy metropolii nad Szprewą.

Odmówiono organizatorom dalszego uznawania parady za imprezę obywatelsko-polityczną – co zapewniało sprzątanie po imprezie, a były to niebagatelne koszty – z kasy magistratu..

Na Love Parade, wzgardzoną przez władze stolicy Niemiec, połakomiły się miasta Zagłębia Ruhry, szukające uparcie jakiegoś znaku firmowego dla swojego rejonu.

Dziś berliński magistrat i policja po cichu zapewne wzdychają z ulgą,że to nie Berlin kojarzony będzie z końcem „miłosnej parady”.

Ale co znamienne: wśród komentarzy w naszych mediach na temat tragedii w Duisburgu jeśli chodzi o przyczyny tragedii najrzadziej słyszy się o pobłażania policji i władz dla masowego stosowania alkoholu i środków odurzających w milionowym tłumie. Tu działa ciągle tabu – nowoczesna popkultura jest niemal bez skazy. Jeśli kogoś się wini, to raczej policję i organizatorów. Zagrożenie, jakim są nieprzewidywalne zachowania najaranych tłumów są raczej otaczane kłopotliwym milczeniem. To jeszcze jedna obserwacja z dzisiejszych gazet i ich wzmianek o Duisburskiej tragedii.

Bo czy po „amfie” można zmusić się do przywoływanego przez Rogera Boyesa „niemieckiego sposobu działania”...

[b]„Gazeta Wyborcza”[/b] piórem Bartosza Wielińskiego tak opisuje sekwencję wydarzeń jaki doprowadziły do tego strasznego wydarzenia:

Było gorąco, dziennikarze podawali w relacjach na żywo, że wódka i piwo leją się strumieniami. Nad bezpieczeństwem czuwały setki policjantów i ratowników medycznych. Przed godziną 16 okazało się, że tłum bawiących się pod dworcem jest tak duży (dobija miliona), iż policja przestała wpuszczać nowych chętnych. Przed bramkami zostało kilkaset tysięcy ludzi, a według niektórych szacunków nawet milion. Policja nakazała im wracać z powrotem do centrum Duisburga, ale na imprezę wciąż przychodzili kolejni. Przed wejściem utworzył się gigantyczny zator. Co gorsza, droga na imprezę wiodła przez wąską ulicę i tunel pod autostradą.

Pozostało 88% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo