[b]„Gazeta Wyborcza”[/b] piórem Bartosza Wielińskiego tak opisuje sekwencję wydarzeń jaki doprowadziły do tego strasznego wydarzenia:
Było gorąco, dziennikarze podawali w relacjach na żywo, że wódka i piwo leją się strumieniami. Nad bezpieczeństwem czuwały setki policjantów i ratowników medycznych. Przed godziną 16 okazało się, że tłum bawiących się pod dworcem jest tak duży (dobija miliona), iż policja przestała wpuszczać nowych chętnych. Przed bramkami zostało kilkaset tysięcy ludzi, a według niektórych szacunków nawet milion. Policja nakazała im wracać z powrotem do centrum Duisburga, ale na imprezę wciąż przychodzili kolejni. Przed wejściem utworzył się gigantyczny zator. Co gorsza, droga na imprezę wiodła przez wąską ulicę i tunel pod autostradą.
Właśnie w tym tunelu po godz. 17 doszło do tragedii. - Ludzie stali ściśnięci jak sardynki, nie mogli się ruszyć, zaczynało brakować powietrza. By się wydostać, trzeba było się bić - opisuje jeden z uczestników. Nagle ktoś zaczął krzyczeć. W tunelu od razu wybuchła panika, wszyscy zaczęli się tratować.
Gdy godzinę później przedarły się tam ekipy ratowników, ich oczom ukazał się prawdziwy rozmiar tragedii. Znaleźli ciała 16 zabitych - większość zmiażdżyły stalowe schody u wejścia do tunelu, które runęły, gdy setki fanów chciały wydostać się nimi z pułapki. (..)W sumie do szpitali przewieziono 345 osób, trzy z nich zmarły. Kiedy w tunelu działy się dantejskie sceny, Love Parade trwała dalej. Organizatorzy i policja postanowili nie kończyć imprezy, by nie ściągnąć sobie na głowę kolejnego problemu - tysiące rozwścieczonych i pijanych ludzi mogło wywołać zamieszki.
(..) W niedzielę niemieckie media oskarżyły organizatorów, że źle przygotowali imprezę. - Widziałem już wiele rzeczy, ale to przechodzi wszelkie pojęcie. Władze miasta zlekceważyły wszystkie przepisy dotyczące bezpieczeństwa - mówi anonimowo "Spieglowi" oficer policji.