Dwugłos: Czy Radziszewska powinna stracić stanowisko

Czy Elżbieta Radziszewska powinna stracić stanowisko? O opinie poprosiliśmy Agnieszkę Graff i Jarosława Makowskiego

Publikacja: 30.09.2010 09:54

[srodtytul]Agnieszka Graff, pisarka, tłumaczka i publicystka, feministka, autorka „Świata bez kobiet” (2001). Członkini zespołu "Krytyki Politycznej"[/srodtytul]

Zachowanie pani Radziszewskiej udowadnia jedno - pani pełnomocnik jest oderwana od rzeczywistości. Po prostu nie rozumie, na czym polega jej praca. Zamiast prowadzić politykę antydyskryminacyjną, co rusz daje wyraz swoim skrajnie konserwatywnym poglądom. Ona należy do formacji politycznej, dla której samo pojęcie "dyskryminacja" jest wysoce podejrzane. Dlatego co chwila strzela jakąś gafę i chyba nie widzi, czemu jej wypowiedzi są tak żywo komentowane. Takie poglądy, jak jej ma w Polsce wiele osób, ale one dyskwalifikują na tym stanowisku. To tak, jakby księdzem został niewierzący, a malarzem daltonista. Zamiast ubolewać nad kolejnym głupstwem popełnionym przez Radziszewską, zwróciłabym się do premiera Tuska. On nie powinien był jej powoływać.

To, co się dzieje w związku z panią Radziszewską, to pełzający skandal. Sam fakt, że ona trwa na stanowisku od kilku lat, świadczy o tym, że kwestia kobiet, nie mówiąc już o mniejszościach seksualnych, jest dla PO nieistotna. Myślę, że Tusk traktuje to, co wyczynia pani pełnomocnik, jak nieszkodliwy kabaret. Efekt tego jest prosty - nadal nie mamy ustawy antydyskryminacyjnej i czuwającego nad tymi kwestiami urzędu. Jesteśmy dyżurnym homofobem Unii. Polska tym samym totalnie kompromituje się przed Unia Europejską.

Podobnie jak Magdalena Środa postulowałabym, by Elżbieta Radziszewska razem z Jarosławem Gowinem wstąpili do PiS. A tak serio, to trzeba ją odwołać. Środowiska kobiece kilkakrotnie proponowały na to stanowisko kompetentne osoby, takie jak prof. Małgorzata Fuszara. Panom z PO wydaje się, że gdy kobietę umieszczono na tak ważnym stanowisku, jak pełnomocnik do spraw równego traktowania, to kwestię mniejszości i dyskryminacji mamy załatwioną. Tymczasem zamiast pani Radziszewskiej na stanowisku pełnomocnika chętnie zobaczyłabym jakiegoś sensownego mężczyznę.

W swoim rozumieniu Elżbieta Radziszewska powiedziała coś całkiem rozsądnego: wskazała, że jej rozmówca jest gejem, wierząc że go w ten sposób ośmieszy. Pani pełnomocnik nie rozumie, że we współczesnej Europie odmienna od hetero orientacja seksualna nie jest niczym negatywnym, nie jest czymś, za co można karać, czy z czego można szydzić. Skończył się też wstyd, ukrywanie, pozostały resztki dyskryminacji, które się w pragmatyczny sposób likwiduje. A w jej ustach nazwanie kogoś homoseksualistą jest oskarżeniem, zdemaskowaniem.

Ale czego ja oczekuję, przecież mówimy o osobie, która wniosła do Sejmu kopię obrazu Matki Boskiej Trybunalskiej, uczestnicząc aktywnie w nadaniu polskim parlamentarzystom patronki. Ten bogoojczyźniany epizod wiele o niej mówi, o jej stosunku do demokracji i pluralizmu. Wizja Polski w oczywisty sposób katolickiej stoi w sprzeczności z myśleniem o równouprawnieniu, tolerancji, różnorodności. Pani pełnomocnik po prostu nie jest bohaterką bajki równościowej. Jej kariera to nieporozumienie, które byłoby zabawne, gdyby nie było dla Polski tak kosztowne.

[srodtytul]Jarosław Makowski, dziennikarz i publicysta, szef Instytutu Obywatelskiego[/srodtytul]

To prawda, że szkoły wyznaniowe kierują się swoimi wartościami, także przy zatrudnieniu. Dlatego trudno mi sobie wyobrazić, by – zdeklarowana lesbijka, znając podejście Kościoła do mniejszości seksualnych – chciała uczyć w takiej szkole. I może jeszcze prowadzić katechezę? Przecież to absurd! Nie jest tajemnicą, że dla katolickiego pracodawcy ważniejsze bywa to, by pracownik „żył tak, jak Matka Kościół każe”, nawet kosztem kompetencji i profesjonalizmu. Taki pracodawca podejrzliwie patrzy także na singli. Samotna kobieta, bez męża i dzieci, to w Kościele wciąż dziwactwo. Rozwodnik też, gdyż jest na bakier z katolicką moralnością.

Dużo ciekawsza - bo bardziej prawdopodobna - jest następująca sytuacja: szkoła katolicka zatrudnia panią N. na stanowisku nauczycielki języka polskiego. „To strzał w dziesiątkę” – cieszy się dyrekcja w osobie siostry przełożonej. Pani N. okazuje się być kompetentnym pedagogiem, jest lubiana przez dzieci i rodziców. Ba, za swoją pracę dostaje kilka nagród. Do dyrekcji szkoły dociera jednak plotka, że pani N. jest lesbijką. Wezwana „na dywanik”, potwierdza. Dyrekcja katolickiej szkoły postanawia ją zwolnić. W tym przypadku mamy jawny przykład dyskryminacji. Nie kompetencje nauczycielki decydują o jej zwolnieniu, ale orientacja seksualna. Zresztą sprzeczne z polskim prawem jest już samo pytanie o orientację.

Źle się stało, że Pani Minister w dyskusji ze swoim polemistą podniosła orientację seksualną. Za co, jak wiemy, już przeprosiła. Nasza seksualność jest naszą prywatną sprawą. Nie przypominam sobie, by Jezus pytał tych, którzy chcieli za nim pójść: „przepraszam, a jaka jest twoja orientacja seksualna?”. Katolicy mogliby wykazać trochę więcej wrażliwości: jak mają się dziś czuć te osoby, które pracują w instytucjach katolickich – szkołach, uczelniach, kuriach – choć są osobami homoseksualnymi? Z całej dyskusji dowiadują się jednego: „sorry, może i jesteście dobrymi pracownikami, ba, może i jesteście osobami pobożnymi, ale wasza seksualność jest trefna”.

W zacietrzewieniu ideologicznym zaginąć może to, na czym wszystkim powinno nam zależeć, czyli przeciwdziałanie dyskryminacji. Pani Minister zawalczyła bowiem mieczem, którym walczą z nią teraz ci, którzy domagają się jej dymisji. Przeciwnicy mówią: „jest katoliczką, dlatego nie może być pełnomocniczką od kwestii równościowych”. Ani orientacja seksualna, ani przekonanie religijne, ani pochodzenie etniczne nie może stać się w debacie publicznej argumentem, którym dyskredytuje się interlokutora. Nie może być również powodem zwolnienia z pracy. Cała ta gorąca dyskusja powinna nas jednego nauczyć: większa tolerancja i większa równość służy budowie sprawiedliwszego społeczeństwa.

[srodtytul]Agnieszka Graff, pisarka, tłumaczka i publicystka, feministka, autorka „Świata bez kobiet” (2001). Członkini zespołu "Krytyki Politycznej"[/srodtytul]

Zachowanie pani Radziszewskiej udowadnia jedno - pani pełnomocnik jest oderwana od rzeczywistości. Po prostu nie rozumie, na czym polega jej praca. Zamiast prowadzić politykę antydyskryminacyjną, co rusz daje wyraz swoim skrajnie konserwatywnym poglądom. Ona należy do formacji politycznej, dla której samo pojęcie "dyskryminacja" jest wysoce podejrzane. Dlatego co chwila strzela jakąś gafę i chyba nie widzi, czemu jej wypowiedzi są tak żywo komentowane. Takie poglądy, jak jej ma w Polsce wiele osób, ale one dyskwalifikują na tym stanowisku. To tak, jakby księdzem został niewierzący, a malarzem daltonista. Zamiast ubolewać nad kolejnym głupstwem popełnionym przez Radziszewską, zwróciłabym się do premiera Tuska. On nie powinien był jej powoływać.

Pozostało 85% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo