Tajny załącznik do raportu końcowego z prac znało tylko siedmiu posłów zasiadających w komisji hazardowej. Po piątkowej niejawnej debacie zna go kolejnych kilkudziesięciu. Wiadomo więc, że zawartość załącznika wyjdzie na jaw. Po co więc był utajniany?
Z tego samego powodu, dla którego parlamentarna większość wybrała termin debaty podsumowującej aferę hazardową. Piątkowe popołudnie, od razu po ważnej debacie w sprawie ustaw regulujących in vitro. I tuż przed świątecznym weekendem, kiedy nikt nie ma głowy do śledzenia doniesień politycznych.
Trudno w takim momencie uwierzyć szefowi komisji Mirosławowi Sekule, że wszystkie ugrupowania są „umoczone” w aferze. Tak się składa, że tylko PO chciała utajnienia i to ona wybrała kuriozalny termin debaty.
To jednak nie powinno dziwić. W utajnionej części posłowie dowiedzieli się, że według billingów telefonicznych mogło być dużo więcej spotkań między głównymi bohaterami afery, niż oni sami zeznali przed komisją. Dotyczy to takich ludzi jak Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki, Grzegorz Schetyna i Ryszard Sobiesiak. Biznesmen z branży hazardowej miał się spotykać z politykami PO w ich domach, czemu oni zaprzeczali, zeznając przed komisją.
Nowe światło na aferę mogą też rzucić e-maile najbliższego współpracownika ministra sportu, czyli Marcina Rosoła. „Chcę, aby słuchacz odniósł wrażenie, że pismo z 30 czerwca powstało w wyniku drobnego błędu, a nie na skutek telefonu Sobiesiaka” – miał pisać Rosół do znanego lobbysty, który doradzał mu w sprawie zeznań przed komisją. Ten zapis sugeruje, że nie jest prawdziwa wersja Drzewieckiego, który twierdzi, że pismo, w którym jego resort deklarował rezygnację z tzw. dopłat do automatów hazardowych, było urzędniczym błędem.