Jeszcze tylko dwa dni mają kandydaci na radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, by przekonać do siebie wyborców. Tegoroczna kampania samorządowa zdaniem politologów była bardziej emocjonująca niż zwykle, bo walka między kandydatami była ostrzejsza. Dlaczego? Zdaniem Artura Wołka z PAN na wyborach odcisnął swoje piętno konflikt między PO i PiS. Kazimierz Kik z Uniwersytetu w Kielcach uważa, że walka o samorządy nabrała dynamiki, bo toczy się między dwoma wielkimi wydarzeniami politycznymi – minionymi wyborami prezydenckimi i przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. – Dlatego ta kampania jest bardziej polityczna niż zwykle – mówi Kik.
[srodtytul]Jak się nazywa ten kandydat[/srodtytul]
PO tym razem postanowiła oczarować wyborców hasłem „Nie róbmy polityki. Budujmy Polskę”. – Wcale mnie to nie dziwi, bo skoro PiS prowadzi kampanię wokół katastrofy smoleńskiej, a więc ściśle polityczną, PO postanowiła pokazać ludziom, że odcina się od takiej polityki – tłumaczy Wołek.
Ta strategia zaowocowała cyklem reklamówek, w których występują tzw. zwykli wyborcy, mówiąc: „co mnie obchodzi ta polityka, niech lepiej wybudują podjazdy dla wózków” albo „czy politycy wybudują mi oczyszczalnię”?
Jeden ze spotów wręcz zaprzecza idei świadomych wyborów. Starsza pani mówi w nim: „Jak się ten kandydat nazywał? No, nieważne. Ważne jest, żeby w naszej gminie powstała przychodnia”.