Program miał wejść na antenę TVP 1 z końcem marca. Na początku marca, jak relacjonuje Miter, miały się zacząć próby kamerowe. – Mieliśmy też nagrać dwa próbne odcinki, żeby odbyło się coś na kształt kolaudacji – mówi „Rz".
Miesiąc temu okazało się, że programu nie będzie. Przemysław Wojciechowski, któremu Miter wysłał projekt, negatywnie go zaopiniował. TVP 8 lutego 2011 r. wypowiedziała Pawłowi Miterowi umowę.
Iwona Schymalla, szefowa TVP 1, mówi „Rz", że o sprawie programu Mitera nie słyszała.
– Najpierw nad projektem programu toczą się rozmowy w redakcji publicystyki i potem dopiero trafiają do konsultacji ze mną. Ta propozycja nie trafiła nawet do mnie. Widać Przemek (Wojciechowski – red.) uznał, że nie jest tego warta – mówi „Rz".
– Po pierwsze, okazało się, że ten człowiek jest nierzetelny, nie stawiał się na umówione spotkania, nie odpowiadał na telefony – mówi „Rz" Kubalica. – Po drugie, była negatywna opinia projektu programu ze strony redakcji publicystyki TVP 1, wreszcie po trzecie, dotarła do nas informacja, że pan Miter ma wyrok w zawieszeniu, został skazany właśnie za tworzenie fałszywych adresów e-mailowych i wyłudzanie w ten sposób pieniędzy. Nie mógł więc być dziennikarzem, bo to zawód zaufania publicznego.
Nie znam, nie pisałem
Włodzimierz Ławniczak zmarł 7 stycznia.
Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta RP: – Nigdy nie wysyłałem żadnego e-maila polecającego Pawła Mitera ani jakąkolwiek inną osobę do prezesa TVP. Nie prowadziłem żadnej korespondencji z członkami biura zarządu TVP odnośnie zatrudnienia pana Mitera w telewizji publicznej. Nie wiem, kim jest Paweł Miter. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek poznał osobiście prezesa Ławniczaka. Nikt z TVP nie dzwonił do mnie z jakimkolwiek pytaniem o Pawła Mitera i moją ewentualną rekomendację dla niego. Gdyby tak było, od razu powiedziałbym, że tego pana nie znam. To niesłychane, że sprawa zaszła aż tak daleko. I aż strach pomyśleć, że tak łatwo można się podszyć pod kogoś w Internecie.
Andrzej Jeziorek: – Nie wiem, skąd pan Miter wziął się w TVP. Mnie rekomendował go prezes Ławniczak, a skąd on go znał, przyznaję, że nie wiem. Jak nadmieniłem, nie zdążyłem z nim o tym porozmawiać. Ale to, co mówił o pomyśle programu, wydawało się ciekawe i sensowne. Później okazało się, że jednak pomysł jest niewypałem. A pan Miter nierzetelną osobą z wyrokiem sądowym.
Marian Kubalica twierdzi dziś, że sam rozpracował Mitera.
– Sprawdziłem, że jest to osoba w Kancelarii nikomu nieznana. I szybko się zorientowałem, że pisząc do Jacka Michałowskiego, koresponduję naprawdę z Miterem – mówi.
Dlaczego nie złożył doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa? Albo przynajmniej nie zaniechał współpracy z Miterem? – Jego pomysł na program był interesujący – odpowiada. – Myślałem, że telewizja może na tym zyskać, jeśliby taki program publicystyczny dla młodych się pojawił. Ale ocena tego pomysłu należała wyłącznie do Jedynki, nie do mnie. Co do jego dziwnego zachowania, wiem, że z niektórymi twórcami różnie bywa, mają różne stany ducha, różne czasem dziwne pomysły. Nie pierwszy raz dostawałem esemesy, telefony, e-maile, w których ktoś kogoś niby popiera, ktoś się pod kogoś podszywa, a czasami ktoś mnie wręcz straszy, szantażuje. Nie przykładałem więc do tego należytej wagi.
Miała być prowokacja?
Paweł Miter, z którym się spotkaliśmy, sprawia wrażenie pewnego siebie, ale i trochę przestraszonego. – To od początku do końca była z mojej strony prowokacja – mówi.
– Udało mi się pokazać, że całe kierownictwo TVP przez kilka miesięcy nadskakiwało mi tylko dlatego, że myślało, że mam polityczne plecy.
Wyjaśnia też, że skorzystał z internetowej strony, za pomocą której można wysyłać e-maile, wpisując jako nadawcę, kogo się chce. Gdy ktoś na taką wiadomość odpowie, a nie napisze nowej z adresem nadawcy, można ją też na tej stronie odczytać.
I dalej prowadzić korespondencję. – Założyłem sobie e-maila „jacek.michalowski@prezydent.pl" i przedstawiając się jako szef Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego, napisałem do ówczesnego prezesa telewizji Włodzimierza Ławniczaka – przyznaje Miter.
Opowiada, że na pomysł wpadł, gdy doszło do politycznego przewrotu w TVP. 27 sierpnia 2010 r. rada nadzorcza na skutek porozumienia pomiędzy PO i SLD zawiesiła w obowiązkach kojarzonych z PiS prezesa telewizji Romualda Orła i wiceprezesa Przemysława Tejkowskiego. Tuż po uszczupleniu zarządu prezes Ławniczak na spotkaniu z dziennikarzami mówił „o niezależności mediów publicznych". – Usłyszałem to i pomyślałem, że łatwo można te deklaracje sprawdzić – mówi Miter. – Początkowo nie wiedziałem, co z tego wyniknie. Brałem pod uwagę nawet to, że następnego dnia zapuka do domu policja albo jakieś służby.
Za podrobienie adresu e-mail grozi do pięciu lat więzienia.
A Miter miał już konflikt z prawem. – Chodziło o wprowadzenie w błąd spółki finansowej odnośnie niekorzystnego rozporządzenia kwotą ponad 100 tys. zł, dostałem tylko grzywnę, zostałem wciągnięty w tę sprawę ze względu na to, że byłem pracownikiem tej spółki – odpowiada Miter. – Już od jakiegoś czasu dochodziły do mnie sygnały, że TVP węszy wokół tej sprawy i chce ją wykorzystać przeciwko mnie.
Marian Kubalica: – Jako telewizyjni menedżerowie daliśmy się niewątpliwie podejść. Mieliśmy podwójnego pecha, że w trakcie załatwiania tej sprawy zmarł śp. Ławniczak. Nie mogliśmy odpowiednio wcześnie rozpoznać ryzyka kontaktów z Miterem, nie znaliśmy bowiem okoliczności, w jakich prezes zapoznał się z jego pomysłami programowymi. Telewizja nie wypłaciła panu Miterowi żadnego wynagrodzenia, pomimo ewidentnych prób szantażu z jego strony. Umowa została rozwiązana. W wymiarze materialnym spółka więc nic nie straciła. Oczywiście poza utratą jakiejś części prestiżu zawodowego kilku jej menedżerów, w tym i mojego.