– Czekam na wezwanie prokuratury, liczyłem się z tym od początku. Mam dowody na to, że była to prowokacja od początku do końca – mówi Miter. – Nieprawdą jest, że nalegałem, by TVP wypłaciła mi pieniądze, a taki szantaż zarzuca mi teraz szefostwo telewizji.
Jak poinformowała "Rz" Joanna Stempień-Rogalińska, rzeczniczka TVP, także telewizja przygotowuje wniosek do prokuratury. A biuro zarządu TVP zwróciło się do Kubalicy i Jeziorka o pisemne wyjaśnienie sprawy. W telewizji ma zostać przeprowadzona wewnętrzna kontrola dotycząca zachowania procedur przy podejmowaniu decyzji odnośnie do projektu Mitera. – Ta sprawa dobitnie pokazuje potrzebę zmiany w sposobie działania telewizji publicznej, tak by żadne e-maile czy telefony od polityków nie mogły być podstawą do podejmowania decyzji personalnych, programowych czy jakichkolwiek innych – mówi Stempień-Rogalińska.
Jan Dworak, przewodniczący KRRiT, podkreśla, że historia opisana przez "Rz" obnaża schorzenia TVP. – Pokazuje to metody działania osób z najwyższych szczebli w telewizyjnej hierarchii, które wykazały się z jednej strony głęboką naiwnością, a z drugiej pewnym cynizmem. To przykre, że aby pomniejszyć własną winę, próbują dziś zrzucić winę na nieżyjącego prezesa Ławniczaka – mówi Dworak. Kubalica i Jeziorek tłumaczyli, że Mitera rekomendował im Ławniczak, który niedługo potem zmarł.
Andrzej Dera, poseł PiS, powiedział w Radiu Zet, że lektura artykułu w "Rz" była dla niego wstrząsem. – To smutny obraz naszej Polski. Z dwóch powodów: pokazuje, po pierwsze, czy telewizja jest niezależna czy zależna. A po drugie bezgraniczną naiwność urzędników.
Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO). – Ta historia jest dla TVP kompromitująca. To także ciekawy materiał do przemyśleń dla obecnego p. o. prezesa TVP Juliusza Brauna i wszystkich, którzy będą w przyszłości zarządzać telewizją.
– Zatrudnianie na polityczne polecenie to u nas norma. Może ta sprawa będzie dla wszystkich nauczką – mówi "Rz" jeden z dziennikarzy TVP.