I dodaje: „Obawiam się, że może się stać tak jak we Włoszech, że poszczególnym partiom politycznym zostanie przypisany kanał. To będzie najgorszy scenariusz. I nieszczęście, bo telewizja niby publiczna nadal będzie partyjną telewizja komercyjną"
Niestety, po 20 latach doświadczeń doszedłem do wniosku, że wizja odpolitycznienia mediów publicznych opiera się na dwóch złudzeniach. Pierwsze jest takie, że gdzieś jest jaskinia, w której śpią apolityczni fachowcy, których można powołać na stanowiska w TVP i gdzie indziej. Nie, w społeczeństwie tak emocjonalnie i gruntownie podzielonym politycznie takiego miejsca nie ma.
A drugie złudzenie jest takie, że gdyby nawet oni istnieli, to pozostaliby apolityczni, gdyby dostali polityczne stanowiska. Nie, nie pozostaliby. Gdy człowiek dostaje możliwość wpłynięcia na życie polityczne, a jest pod ciśnieniem swoich własnych poglądów, swojego środowiska, to nawet gdyby nie chciał, będzie w końcu podejmował decyzje polityczne. (...) Rada nadzorcza składa się w większości z ludzi, którzy nie są znani z odpolityczniania telewizji publicznej i według tej samej zasady wybrała nowy zarząd.
Nie chcę się wypowiadać o tych konkretnych ludziach w zarządzie, bo ich znam. Mówię, że jestem decyzją rady bardzo zaniepokojony.
Platforma mizdrzyła się i krygowała, zapewniała jak to bardzo chce odpartyjnić media, po czym dokonała superpartyjnego wyboru. Jedną partyjną koalicja zastąpiła inna partyjna PO-PSL-SLD. Niesamowita jest moc przyciągania polityków do telewizji. Ten wybór to kompromitacja, co przyznaje nawet „Gazeta Wyborcza". Ciekawe, że nie mają wstydu członkowie Rady Nadzorczej. Usiedli tam przecież ludzi z jakimś dorobkiem, dokonaniami w życiu. I wybrali tak, jak kazały im partie. Nikt nie zbuntował się, nikt nie wyszedł, nikt nie powiedział, że to nie tak miało być. Partyjni nominaci w radzie Nadzorczej wybrali partyjnych delegatów do władz partyjnej telewizji. Zrobili dokładnie to, co mogli uczynić najgorszego.