W styczniu Sąd Okręgowy orzekł, że parafia świętego Jana Jerozolimskiego za Murami powinna dostać od państwa 75,5 miliona złotych, zaś od miasta niezagospodarowane działki nad Jeziorem Maltańskim. Miała to być rekompensata za utracone po wojnie grunty. Wcześniej sprawy odszkodowania nie potrafiła rozwiązać Komisja Majątkowa.
Od styczniowego wyroku odwołało się zarówno Ministerstwo Finansów, jak i samorząd. Sąd Apelacyjny zdecydował, że sprawa powinna się rozpocząć raz jeszcze. Według sędzi Elżbiety Fijałkowskiej w pierwszej instancji doszło do licznych uchybień - sąd m.in. nie próbował przekazać parafii gruntów zastępczych, nakazał też zwrócić miastu działki, które już do niego nie należą.
Przedstawicielka ministerstwa nie chciała komentować wyroku. Podobnie ksiądz Paweł Deskur, proboszcz parafii. Bardziej rozmowny był jej pełnomocnik Tadeusz Kieliszewski. - Wolałbym usłyszeć inne rozstrzygnięcie. Ale jestem dobrej myśli - podkreśla w rozmowie z "Rz". - Sąd nie zakwestionował faktu, że ugoda zawarta pomiędzy parafią a miastem jest nieważna - dodaje.
To właśnie na ten argument powoływał się samorząd, odrzucając roszczenia parafii. O co chodzi? Kiedy sprawa toczyła się przed Komisją Majątkową ówczesny proboszcz zawarł z miastem ugodę. Na jej mocy parafia odzyskała 1,5 hektara gruntu po dawnym cmentarzu. Wkrótce jednak strona kościelna doszła do wniosku, że ugoda jest nieważna, ponieważ proboszcz zawarł ją bez zgody Watykanu. Miasto jest odmiennego zdania.
Mirosław Kruszyński, wiceprezydent Poznania nie ma złudzeń. - Według sądu ugoda jest nieważna, a zatem nie mówić o podważeniu roszczeń parafii. Poczekamy na uzasadnienie i będziemy się zastanawiać nad rozwiązaniem - mówi ,,Rz".
Zasądzona w styczniu kwota to najwyższe w Polsce odszkodowanie za utracone kościelne grunty.