No i mamy, pani profesor, gospodarkę w centrum wyborczego cyklonu. Co więcej, mamy raczej obawy, strach o przyszłość, a nie radość z zielonej wyspy. Dlaczego? Powodem jest tylko kryzys?
Nie. Przede wszystkim to problem zaufania. To jest istota tego, o czym panowie mówią.
I nie jestem tymi nastrojami zaskoczona. One mają bowiem jasną przyczynę: lekkomyślne postępowanie rządu. Trzy lata temu ostrzegałam, że „rząd, jak Czerwony Kapturek, beztrosko bieży przez ciemny las".
Na czym polegała ta lekkomyślność?
Miała kilka odsłon, to była istna paleta lekkomyślności. Może rządzący nie mieli świadomości, jakie wyzwania przed nimi stoją. Najpierw byli beztroscy, potem chaotyczni, następnie rozrzutni. Na końcu sięgnęli do pieniędzy na emerytury oraz podnieśli podatki. Wbrew temu, co sami twierdzą, nie działali ani roztropnie, ani konsekwentnie. Liczyli, że przeczekają trudne czasy. Ekonomiści uprzedzali, że światowy kryzys będzie miał kształt albo litery W, czyli będą dwa dołki, albo rozciągniętego U, czyli będzie dokuczliwa stagnacja. Wiadomo było, że idzie poważny kryzys.