- „Każdy dzień to nowa wpadka Joanny Muchy, wczoraj pod Stadionem Narodowym dreptała dookoła i wymachiwała nogami. Jeśli to miało być zadośćuczynienie za brak sportowego widowiska na nowym stadionie, to pani minister sportu powinna poszukać nowej pracy. Biegiem" - pisze „Fakt na pierwszej stronie („Mucha musi odejść").
„Superexpress" wylicza z kolei ile warte są markowe ciuchy sportowe jakie minister miała na sobie i wycenia je na 1200 zł. Nie był jednak w tym wyliczeniu dość dokładny, gdyż nie uwzględnił szaliczka, a przede wszystkim bielizny. Że nie widać? Nie szkodzi, ja bym ją ryczałtowo wycenił na, powiedzmy, 500 zł, a to już daje nie 1200 zł ale 1700 zł.
Kiedy będąc studentem w wakacje dorabiałem w londyńskim take-awayu uderzyło mnie, że niezależnie czy klient brał dużą czy małą ćwiartkę kurczaka, czy dużą czy małą porcje dorsza, płacił tyle samo, co więcej mógł wybierać wśród porcji, a restauracja miała się dobrze. Ot Anglosasi!
W Polsce ryczał jakoś nie ma szczęścia. Pisze o tym - już zupełnie na poważnie - Bartosz Marczuk w „Rzeczpospolitej", komentując rządowy pomysł podniesienia składki samozatrudnionym: - „Można oczywiście rozważyć, czy nie podnieść minimalnej podstawy opłacania składek przez samozatrudnionych z 60 do np. 70 czy 80 proc. średniej pensji. Pod warunkiem że rząd przedstawi wyliczenia, że muszą do nich dokładać inni podatnicy. Zgubnym pomysłem jest jednak likwidowanie ryczałtu kosztem uruchamiania biurokratycznego mechanizmu kontroli ..." („Sól Ziemi trafi w urzędnicze kleszcze").
Na czy polega pomysł? 3 mln osób, które prowadzą w Polsce biznes, w tym 1,3 mln samozatrudnionych, miałaby płacić składki emerytalno-rentowe uzależnione od wysokości ich od dochodów. Dla większości będzie to oznaczać wyższe obciążenia.