Policja nie wie, jak szukać Polaków

Historia zaginionego we Włoszech Jerzego Wilczyńskiego pokazuje, że obywatel może liczyć wyłącznie na siebie

Aktualizacja: 22.03.2012 01:45 Publikacja: 22.03.2012 01:40

Policja nie wie, jak szukać Polaków

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Starając się o odnalezienie syna, rodzice Jerzego Wilczyńskiego nie uzyskali żadnej pomocy od polskiej policji. Teraz domagają się zmian jej procedur.

19 grudnia 2011 r. 26-letni Jerzy Wilczyński nie przyszedł do pracy. Od kilku miesięcy pracował w Mediolanie, we włoskim oddziale firmy ubezpieczeniowej. Dyrektor syna poinformował ich, że Jerzy zaginął. Poprosił ich, żeby polskiej policji zgłosili zaginięcie syna. Ta miała umieścić zdjęcie Jerzego w międzynarodowej bazie poszukiwanych. To pomogłoby uruchomić poszukiwania we Włoszech.

Wilczyńscy zadzwonili do komisariatu Warszawa Wawer. Wtedy zaczęła się ich walka o to, by zgłoszenie w ogóle przyjęto. Dzwonili kilkakrotnie do rejonowej komendy i na alarmowy numer 112. Od dyżurującego funkcjonariusza policji usłyszeli, że ich syn pewnie poszedł na balangę, więc niepotrzebnie zajmują czas. Gdy przyszli do komisariatu, po 40 minutach oczekiwania usłyszeli, że zostaną przyjęci następnego dnia. W końcu pojechali na komendę do sąsiedniej dzielnicy. Tam zostali przyjęci po godz. 21. Złożyli zawiadomienie, ale problem pojawił się z zeskanowaniem zdjęcia syna, bo w komisariacie nie było skanera. – Policjant, który nas przyjął, zapewnił, że zaraz wprowadzi dane syna do komputera na listę zaginionych za granicą, tak by informacja pojawiła się także we włoskiej policji – mówi Marek Wilczyński, ojciec Jerzego. Ale nawet następnego dnia danych jego syna w komputerze nie było. Policja tłumaczyła się pomyłką. Pojawiły się w sieci niemal dobę po zgłoszeniu.

Na własną rękę

Wtedy uaktywnili się przyjaciele syna. Informacje o zaginięciu publikowali w Internecie. Udało im się dostać do jego komputera i sprawdzić historie wyszukiwania. Dwa dni później weszli do jego skrzynki e-mailowej. – W historii konta znaleźliśmy informacje, które wyszukiwał 17.12 i 18.12 o świcie. Dotyczyły tras górskich w rejonie jeziora Como. Zaczęliśmy podejrzewać, że doszło do wypadku – dodaje przyjaciel.

W tamten rejon pojechali znajomi z pracy. Wypytywali ludzi oraz rozwieszali plakaty. Rodzice skontaktowali się z lokalną prasą i poprosili o wydrukowanie apeli, udostępniając stronę internetową i telefon osoby włoskojęzycznej. Wysyłali e-maile do różnych stowarzyszeń, np. "ratowników górskich w Lecco" z prośbą o pomoc.

– Okazało się, że w niedzielę rano ruszył do miejscowości Leko, sprawdzał połączenia autobusowe, mapy. Według wcześniejszych przypuszczeń miał jechać do Padwy – opowiadają rodzice. Chcieli te informacje przekazać policji, ale nie mieli z kim rozmawiać. Z prowadzącą sprawę nie mogli się skontaktować, w Komendzie Głównej Policji usłyszeli, że nie można od nich przyjąć informacji przez telefon. Powiedzieli, że przez kilka dni podawali informacje wyłącznie przez telefon i nie spotkali się nawet z prowadzącą sprawę. Wtedy dopiero w ich domu zjawili się funkcjonariusze, żeby rozejrzeć się w pokoju syna. Ale prowadzącą sprawę policjantkę z komendy w Wawrze poznali dopiero po ośmiu dniach.

Wiadomość o śmierci

Widząc bezczynność policji, Wilczyńscy dalej działają na własną rękę. Informacje, jakie mają, pochodzą od prywatnego detektywa i od włoskich dziennikarzy. Skontaktowali się też z włoskim konsulatem. Przyznają, że w wawerskiej policji nie było osoby ze znajomością języka obcego.

Włoskiemu detektywowi zależało na tym, by sprawdzić, czy Jerzy nie wybiera pieniędzy z bankomatu. Trzeba było uzyskać zgodę na wgląd w jego konto bankowe. Pod naciskiem rodziców policjanci złożyli wniosek. Policja zwróciła się jednak do sądu. Tymczasem powinna go złożyć prokuratura. Policja wystąpiła w dodatku do niewłaściwego sądu. Sąd wniosek odrzucił ze względów proceduralnych.

Rodzice próbowali sprawdzić konto na własną rękę. A to już zainteresowało policjantów.

5 stycznia wszczęli śledztwo w sprawie próby włamania na jego rachunek bankowy.

Policja prowadziła też wewnętrzne śledztwo w sprawie nieprzyjęcia zgłoszenia o zaginięciu od Wilczyńskich.

6 stycznia Wilczyńscy dowiedzieli się, że ich syn nie żyje. Wiadomość dostali od znajomych Jerzego, których poinformowali detektyw i włoscy dziennikarze. Kondolencje wysłał konsulat polski we Włoszech. Najprawdopodobniej Jerzy spadł ze skały podczas wędrówki po górach. Ale polska policja o jego śmierci nie wiedziała nic przez trzy kolejne dni. To Wilczyńscy poinformowali funkcjonariuszy o jego śmierci. Po kilkunastu dniach w ich domu zjawiła się prowadząca sprawę. Chciała, by przekazali jej akt zgonu syna. Był jej potrzebny do zamknięcia sprawy.

– Nie mamy pretensji do lokalnych policjantów. Sami przyznawali, że takich spraw jeszcze nie prowadzili. Chodzi nam o zmianę systemu – mówią Wilczyńscy. – Powinna powstać jakaś jednostka do poszukiwania zaginionych za granicą, w której pracowałyby osoby znające języki, procedury, sposoby działania. Przecież dziś mnóstwo Polaków wyjeżdża poza Polskę – mówią.

Rodzice do dziś nie dostali żadnych materiałów o śmierci syna od włoskiej policji. Przyszły do Polski po włosku, ale policja nie dała im do nich dostępu. Jedyną informację na temat śmierci Jerzego otrzymali od  polskiego konsulatu.

Wyjaśnienie

Udzielenie informacji do artykułu „Policja nie wie, jak szukać Polaków" („Rzeczpospolita" 22 marca 2012 r.) o zaginięciu i poszukiwaniach naszego syna Jerzego Wilczyńskiego we Włoszech było dla nas bardzo bolesne. Ze względu na wielowątkowość prowadzonych poszukiwań i zaangażowanie wielu osób od samego początku zaznaczaliśmy, że artykuł musi być przez nas autoryzowany. Naszym celem było wskazanie na nieskuteczne działanie policji polskiej i złą współpracę z policją włoską. Uważamy bowiem, że poprawienie bądź zreorganizowanie pracy policji w takich sytuacjach mogłoby przyczynić się do uratowania niejednego życia ludzkiego. Niestety artykuł ukazał się w wersji roboczej bez naszej autoryzacji. Niektóre fakty zostały zniekształcone, inne przedstawione nieprecyzyjnie, za co nie ponosimy żadnej odpowiedzialności. Główny cel, jaki chcieliśmy osiągnąć, nie został w pełni wyartykułowany.

—Barbara i Marek Wilczyńscy

Starając się o odnalezienie syna, rodzice Jerzego Wilczyńskiego nie uzyskali żadnej pomocy od polskiej policji. Teraz domagają się zmian jej procedur.

19 grudnia 2011 r. 26-letni Jerzy Wilczyński nie przyszedł do pracy. Od kilku miesięcy pracował w Mediolanie, we włoskim oddziale firmy ubezpieczeniowej. Dyrektor syna poinformował ich, że Jerzy zaginął. Poprosił ich, żeby polskiej policji zgłosili zaginięcie syna. Ta miała umieścić zdjęcie Jerzego w międzynarodowej bazie poszukiwanych. To pomogłoby uruchomić poszukiwania we Włoszech.

Wilczyńscy zadzwonili do komisariatu Warszawa Wawer. Wtedy zaczęła się ich walka o to, by zgłoszenie w ogóle przyjęto. Dzwonili kilkakrotnie do rejonowej komendy i na alarmowy numer 112. Od dyżurującego funkcjonariusza policji usłyszeli, że ich syn pewnie poszedł na balangę, więc niepotrzebnie zajmują czas. Gdy przyszli do komisariatu, po 40 minutach oczekiwania usłyszeli, że zostaną przyjęci następnego dnia. W końcu pojechali na komendę do sąsiedniej dzielnicy. Tam zostali przyjęci po godz. 21. Złożyli zawiadomienie, ale problem pojawił się z zeskanowaniem zdjęcia syna, bo w komisariacie nie było skanera. – Policjant, który nas przyjął, zapewnił, że zaraz wprowadzi dane syna do komputera na listę zaginionych za granicą, tak by informacja pojawiła się także we włoskiej policji – mówi Marek Wilczyński, ojciec Jerzego. Ale nawet następnego dnia danych jego syna w komputerze nie było. Policja tłumaczyła się pomyłką. Pojawiły się w sieci niemal dobę po zgłoszeniu.

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo