Czterem z oskarżonych krakowskich milicjantów z tzw. drugiego szeregu wymierzono kary więzienia od dwóch lat i 10 miesięcy do dwóch lat i czterech miesięcy. Jednak na mocy ustawy amnestyjnej z grudnia 1989 roku wyroki te zostały zmniejszone o połowę. Wykonanie kary krakowski sąd zawiesił na dwa lata.
W stosunku do dwóch oskarżonych, choć sąd uznał ich winę, sprawę umorzono – to także efekt działania ustawy amnestyjnej, która nadal chroni byłych milicjantów i esbeków.
Krakowski wyrok to finał głośnej sprawy pobicia opozycjonistów, m.in. działaczy KPN podczas demonstracji pod Wawelem 3 maja 1987 roku. O wyjątkowej brutalności MO podczas jej rozbijania mówili przed sądem uczestnicy tamtych wydarzeń. - Funkcjonariusze bili nawet przypadkowe osoby, w tym kobietę w ciąży - zeznawała jedna z ofiar, Agata Michałek-Budzicz, wówczas działaczka KPN.
Prokurator Marek Kowalcze z krakowskiego IPN, który oskarżył byłych milicjantów: Kazimierza L., Andrzeja C., Ryszarda R., Krzysztofa H., Kazimierza Z. i Jana D. o to, że dopuścili się zbrodni komunistycznej, biorąc udział w pobiciu dwunastu uczestników manifestacji patriotycznej jest jednak z wyroku zadowolony. – Sąd jednoznacznie uznał ich winę, choć ustawa amnestyjna powoduje złagodzenie kary – mówi. I podkreśla, że sąd zdecydował również, iż – po uprawomocnieniu się wyroku – zostanie on podany do publicznej wiadomości w prasie, a wtedy nazwiska skazanych będą już ujawnione.
Czy ta publikacja to najdotkliwsza kara, jaka ich spotka? – Kara jest zbyt łagodna. Polskie sądy rzadko jednak w ogóle skazują esbeków czy milicjantów – uważa Agata Michałek-Budzicz. A 3 maja 1987 roku po interwencji funkcjonariuszy opozycjoniści mieli m.in. złamane ramię, żuchwę, nos i żebra.