Jak SB wymieniała proboszcza

Biskup Gołębiowski z różańcem w dłoni leżał na podłodze samochodu przygniatany butami porywaczy

Publikacja: 04.08.2012 16:09

Kościół w Wierzbicy

Kościół w Wierzbicy

Foto: parafia pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Wierzbicy

Red

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

To był wypadek bez precedensu w całej powojennej historii Polski. 5 listopada 1962 roku do kurii biskupiej w Sandomierzu wkroczyła grupa kilkudziesięciu mieszkańców niewielkiej miejscowości Wierzbica, leżącej koło Radomia. Dwustu innych czekało na efekty wizyty pod budynkiem kurii. Przybysze domagali się od biskupa sufragana Piotra Gołębiowskiego, by mianował proboszczem wierzbickiej parafii dotychczasowego wikarego – ks. Zdzisława Kosa.

Kiedy po dłuższej, coraz ostrzejszej wymianie zdań biskup ostatecznie odmówił, został zaatakowany, siłą wywleczony z kurii i wsadzony do samochodu, który w kolumnie pojazdów ruszył w kierunku Wierzbicy. Ostatecznie dojechał do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO, którym działanie nakazał prokurator powiatowy, zaalarmowany przez biskupa ordynariusza Jana Lorka. Biskup Gołębiowski miał z różańcem w dłoni leżeć na podłodze pojazdu przygniatany butami siedzących porywaczy. Po uwolnieniu został odwieziony milicyjnym radiowozem do Sandomierza.

Bunt wikarego Kosa

W ten sposób zakończył się pierwszy akt jednego z najpoważniejszych konfliktów religijnych w powojennej Polsce. Początek był prozaiczny i wiązał się ze sporem między długoletnim wierzbickim proboszczem ks. Marianem Bojarczakiem a jego młodym wikarym, wspomnianym już ks. Zdzisławem Kosem. Ksiądz Bojarczak miał się dać we znaki parafianom, żądając wygórowanych opłat za posługi religijne, a jego chciwość stała się szczególnie gorsząca, gdy pojawił się skromny, choć – jak się okazało – bardzo ambitny wikary, który szybko zyskał sporą popularność. Kiedy zniecierpliwiony proboszcz zmusił krnąbrnego wikarego do przeniesienia się do innej, znacznie gorszej parafii, w obronie młodego księdza stanęła część wierzbiczan.

W marcu 1962 roku doszło po raz pierwszy do użycia siły, gdy grupa niechętnych proboszczowi osób wyprowadziła go z kościoła i zawiozła do sandomierskiej kurii. Tam sprawą zajął się właśnie biskup Gołębiowski, który uznał, że problem rozwiąże zmiana proboszcza. Być może tak by się istotnie stało, gdyby proboszczem został ks. Kos. Mianowanie na tę funkcję ledwie 28-letniego wówczas kapłana nie mieściło się jednak w zasadach kościelnej polityki personalnej. Dlatego do Wierzbicy, z zadaniem uspokojenia sytuacji, skierowano proboszcza ks. Józefa Giżyckiego. Ksiądz Kos miał być jednym z jego dwóch wikarych.

Kilka miesięcy później okazało się, że nowy proboszcz nie jest w stanie znaleźć wspólnego języka z wikarym i pokaźnym gronem jego zwolenników. Wśród nich dominowali wierni, którzy pojawili się w Wierzbicy już po wojnie, podejmując pracę w wielkiej cementowni zbudowanej w miasteczku w ramach planu sześcioletniego. To właśnie zderzenie dwóch społeczności: starych mieszkańców z napływową ludnością, która skorzystała z zapoczątkowanej przez komunistów forsownej industrializacji, okazało się jednym z czynników podsycających konflikt.

Antykościelny test Gomułki

We wrześniu 1962 roku proboszcz Giżycki i stojący po jego stronie drugi wikary zostali siłą wyrzuceni z kościoła, nad którym kontrolę przejął komitet grupujący zwolenników ks. Kosa. Ów komitet zorganizował kilka tygodni później wyprawę do Sandomierza zakończoną uprowadzeniem biskupa Gołębiowskiego. Jak wynika z analizy dokumentów, dopiero to wydarzenie postawiło w stan alarmu władze państwowe, które dotąd biernie obserwowały narastający konflikt. Ekipa Władysława Gomułki, która po taktycznych ustępstwach wobec Kościoła wymuszonych kryzysem politycznym z 1956 roku ponownie rozkręciła antykatolicką ofensywę, poszukiwała nowych sposobów zwalczania duchowieństwa. Bunt wiernych przeciwko biskupowi był znakomitą okazją do przetestowania mechanizmu tworzenia tzw. niezależnej parafii.

Nazajutrz po porwaniu biskupa zwolennicy ks. Kosa wystosowali list do kurii, w którym informowali: „Parafia Wierzbica postanowiła z dniem 6 listopada 1962 r. zerwać wszelkie stosunki z Kurią Diecezjalną Sandomierską i pozostać parafią samodzielną – niezależną". List ten miało podpisać ponad 6 tys. parafian, czyli około 85 proc. całej społeczności katolickiej w Wierzbicy. Kuria odpowiedziała na to kilka dni później decyzją o suspendowaniu (zawieszeniu w obowiązkach – przyp. red.) ks. Kosa i ogłoszeniem jej na obszarze całej diecezji. Równocześnie biskup skierował do Wierzbicy jako kolejnego proboszcza ks. Adama Smolińskiego, należącego do Koła Księży Caritas (kontynuacja prorządowego ruchu tzw. księży patriotów). Ksiądz Smoliński nie został wpuszczony ani do wierzbickiego kościoła, ani też na plebanię – do miejsc, których dzień i noc pilnowali zwolennicy ks. Kosa.

Niezależna parafia w rejestrze

Badania Szczepana Kowalika, którego całościową monografię tzw. eksperymentu wierzbickiego przygotowuje obecnie do druku IPN, pozwoliły odsłonić skalę zaangażowania bezpieki. „Czynimy przedsięwzięcia, aby nie dopuścić do pojednania między Kościołem katolickim a ks. Kosem" – pisał w lutym 1963 r. do swoich przełożonych w Warszawie szef kieleckiej SB ppłk Mieczysław Stanisławski. Wprawdzie samego ks. Kosa nie udało się zwerbować, ale w jego otoczeniu nie brakowało współpracowników bezpieki, którzy odegrali istotną rolę w paraliżowaniu kolejnych prób nakłonienia duchownego do powrotu na łono Kościoła. Kuria próbowała tego dokonać, najpierw kierując do ekswikarego jego kolegów z seminarium duchownego, a później wspierając misję, której podjął się znany kapłan ks. Jan Zieja (kapelan „Szarych Szeregów" i AK, po latach związany z przedsierpniową opozycją). Księdzu Ziei udało się jedynie wymienić listy z ks. Kosem. Gdy przyjechał na spotkanie z nim do Wierzbicy, zwolennicy utrzymania niezależnej parafii – nazywani już wówczas powszechnie „kosowcami" – po prostu nie wpuścili go na plebanię.

Z zachowanych relacji wynika, że ks. Kos źle znosił zaistniałą sytuację i co jakiś czas powracał do myśli pojednania z biskupem, ale skutecznie odwodzili go od tego zarówno ludzie z jego najbliższego otoczenia (w tym rodzice), jak i przedstawiciele władz państwowych. Już 28 stycznia 1963 roku dyrektor Urzędu ds. Wyznań Tadeusz Żabiński podjął oficjalną decyzję o wpisaniu do rejestru stowarzyszeń i związków religijnych Niezależnej Samodzielnej Parafii Rzymsko-Katolickiej w Wierzbicy. Równocześnie zatwierdzony został statut tego stowarzyszenia, według którego najwyższą władzą miała być 50-osobowa Rada Parafialna wybierana na trzy lata przez wszystkich parafian. Do jej kompetencji należało m.in. mianowanie proboszcza, którym został oczywiście ks. Kos.

Formalnie wszystkie te rozwiązania były bardzo demokratyczne i miały stanowić punkt wyjścia do krytyki hierarchiczności Kościoła katolickiego, ale w rzeczywistości – jak ustalił Kowalik – nigdy Rady Parafialnej w opisany sposób nie wybrano, a jej skład był w dużej części dziełem kierownika kieleckiego Wydziału ds. Wyznań Stefana Jarosza, który na co dzień opiekował się ks. Kosem i był swoistym ojcem chrzestnym wierzbickiego eksperymentu.

Władze zadały sobie sporo trudu, by nagłośnić w pożądany przez siebie sposób przebieg wydarzeń. Służył temu m.in. szeroko relacjonowany przez prasę proces trzech porywaczy biskupa Gołębiowskiego, w tym ojca ks. Kosa. Nie oskarżono ich jednak o porwanie biskupa, lecz jedynie o uniemożliwienie mu opuszczenia samochodu, w którym znalazł się wbrew swej woli za sprawą osób o tożsamości niemożliwej rzekomo do ustalenia przez prokuraturę. O samym procesie, trwającym przez kilka dni w lutym 1963 roku w sądzie w Sandomierzu, tak pisał w sprawozdaniu dla centrali pracownik kieleckiego PAX: „Curiosum procesu było przemówienie prokuratora Wolaka, które z oskarżenia uczestników porwania przekształciło się w oskarżenie stosunków w kościele, oskarżenie kurii, biskupa, proboszczów itp.".

Zapewne dlatego na potrzeby rozprawy udostępniono największą salę, a miejsce na niej znalazło się nawet dla grupy sandomierskich licealistów, którzy pisali później wypracowania oceniające wyrok. Trzej oskarżeni zostali ukarani grzywną w wysokości nieprzekraczającej 200 zł oraz karą kilkumiesięcznego aresztu, której wykonanie zostało warunkowo zawieszone. Uczniowskie wypracowania posłużyły zaś przybyłemu z Warszawy dziennikarzowi Jerzemu Ambroziewiczowi do ubarwienia swej reportażowej książki „Porwanie", którą szybko wydano w nakładzie 10 tys. egzemplarzy.

Znacznie wyższe, bo liczone w dziesiątkach tysięcy złotych grzywny, przyszło płacić tym księżom, którzy na polecenie kurii zdecydowali się odprawiać nabożeństwa w prowizorycznej kaplicy zorganizowanej w domu Władysława i Heleny Błaszczyków, znajdującym się kilkaset metrów od kościoła kontrolowanego przez ks. Kosa. Do połowy 1964 roku grzywną – za organizowanie „nielegalnych zgromadzeń" – ukarano 12 księży, a rekordzistą był ks. Józef Wójcik, który kilka lat później zyskał rozgłos, wywożąc z klasztoru jasnogórskiego kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej umieszczonego tam w ramach represji przez władze niezadowolone z przebiegu kościelnych uroczystości milenijnych. Niekiedy zamiast grzywną karano duchownych kilkudniowym aresztem, a podobne represje dotknęły też małżeństwo Błaszczyków.

Między zwolennikami obu stron zarówno w Wierzbicy, jak i w okolicznych wsiach wielokrotnie dochodziło do awantur i rękoczynów, a ich miejscem stał się m.in. miejscowy cmentarz, gdzie przeciwnicy niezależnej parafii ze zmiennym szczęściem chowali swoich bliskich. Eskalacja nienawiści była tak duża, że spłonęło kilkadziesiąt stodół, obór, a nawet domów mieszkalnych. Wydaje się wręcz cudem, że obyło się bez ofiar śmiertelnych.

Interwencja prymasa

W maju 1964 roku prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński przybył do kaplicy zlokalizowanej w domu Błaszczyków oraz wygłosił przemówienie, w którym przekazał w imieniu papieża Pawła VI specjalne błogosławieństwo dla tych wiernych, którzy nie przeszli do niezależnej parafii. Zaapelował też do nich o to, by nie ustawali w staraniach o odzyskanie świątyni, która – jak mówił – „jest własnością Rzymskiego Kościoła i nikt nie może kradzieży, jaka się tu dokonała, osłaniać władzą, gdyż sprzyjałby tym, którzy gwałcą jakąkolwiek własność prawowitą. Dziś zabiorą kościół, a jutro waszą chatę". Oczywiście kuria sandomierska usiłowała odzyskać kościół drogą sądową, a jej roszczenia zawędrowały aż do Sądu Najwyższego, w niższych bowiem instancjach orzekano, że budynek w zgodzie z prawem należy do niezależnej parafii.

Rejestrując niezależną parafię, władze liczyły na to, że jej przykład okaże się zachętą dla innych wikarych skłóconych ze swoimi proboszczami. W 1964 roku powstały dwie kolejne niezależne parafie: w Gądkowie Wielkim (diecezja gorzowska) i w Kamionce Wielkiej (diecezja tarnowska), ale ich żywot okazał się jeszcze krótszy niż tej z Wierzbicy. Ich utworzenie wywołało jednak na tyle duże zaniepokojenie biskupów, że w czerwcu 1964 roku sprawą zajął się na swej konferencji plenarnej episkopat Polski. Upoważniono wówczas prymasa Wyszyńskiego do wystosowania w sprawie Wierzbicy listu do I sekretarza KC PZPR. „Stan niepokoju – pisał kardynał Wyszyński do Gomułki – byłby już dawno zlikwidowany, gdyby nie stanowisko Urzędu do spraw Wyznań, który przywołał ku obronie swego tworu władze bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej i jakieś trudne do rozeznania ekipy, będące czymś w rodzaju bojówek".

Prymas Wyszyński interweniował u władz centralnych w sprawie Wierzbicy jeszcze kilkakrotnie. Nie przyniosło to żadnego skutku.

Agent, były cysters

Po 1964 roku wierzbicka niezależna parafia zaczęła jednak słabnąć, na co najbardziej istotny wpływ miała postawa samego ks. Kosa. Najwyraźniej, mając coraz więcej wątpliwości co do trwałości eksperymentu, którego był głównym bohaterem, ks. Kos postanowił przygotować sobie drogę ucieczki. Zażądał mianowicie od swego opiekuna, wspomnianego już naczelnika Jarosza, by załatwił mu przyjęcie na zaoczne studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pomysł ten nie spodobał się władzom trafnie przewidującym, jakie kryją się za nim intencje, ale w obawie przed definitywnym wyjazdem ks. Kosa z Wierzbicy spełniły jego życzenie. Ksiądz Kos szybko rozsmakował się w urokach studenckiego życia i – jak się tego obawiano zarówno w kieleckiej bezpiece, jak i tamtejszym Wydziale ds. Wyznań – miał coraz mniej czasu dla swoich parafian. Wreszcie w maju 1967 roku oświadczył, że nie zamierza dłużej być kapłanem i opuścił Wierzbicę.

Władze liczyły się z takim scenariuszem, już wcześniej podesłały bowiem do pomocy proboszczowi Kosowi jako wikarych dwóch księży Kościoła polskokatolickiego. To mniejszościowe wyznanie znajdowało się w czasach PRL pod szczególną ochroną (i co za tym idzie – kontrolą) aparatu państwowego, kierownictwo PZPR upatrywało w nim bowiem alternatywy dla Kościoła rzymskokatolickiego. Okazało się jednak, że nadzieje na pozyskanie nowej parafii, jakie żywił polskokatolicki biskup Tadeusz Majewski, były płonne, bo perspektywa zmiany obrządku nie spodobała się większości wiernych, których liczba zresztą, w miarę kolejnych awantur w niezależnej parafii, stopniowo malała. Kryzys na krótko powstrzymał osadzony przez władze w roli proboszcza były cysters, będący regularnym agentem bezpieki, ale szybko popadł on w konflikt z dotychczasowymi wikarymi, a w szczególności z jednym, który – jako były duchowny rzymskokatolicki – zaczął występować z propozycjami pojednania się z kurią.

Ostateczny kryzys niezależnej parafii wywołał w lutym 1968 roku jej faktyczny twórca, czyli eksksiądz Kos, który – zachęcany przez grupę najgorliwszych wiernych – niespodziewanie (i bez zgody władz państwowych) powrócił na plebanię w Wierzbicy. W ten sposób w parafii doszło do powstania swoistej dwuwładzy, którą Kos szybko rozstrzygnął na swoją korzyść, ujawniając, że duchowny, który zajął jego miejsce, mieszka na plebanii ze swoją żoną. „W kościele nie ma świec – alarmował bezpiekę w marcu 1968 roku konkurent Kosa – pozostały same ogarki, które zdejmuje się z ołtarza i w czasie pogrzebu wykorzystuje się do katafalku i odwrotnie. Plebania niszczeje (sufity się pozawalały) i nic się nie robi, aby zapobiec dalszemu niszczeniu. [...] Do mszy kupuje się wino z gospody, co jest niezgodne z zasadami religijnymi. Brakuje hostii, a Kos się tym nie przejmuje. O powyższym wiedzą tak organista, jak i kościelny. Zachodzi tu obawa, aby sprawy te nie wyszły poza teren kościoła i plebanii, tak aby nie podchwycili tego przeciwnicy i biskup".

7 kwietnia 1968 roku, na kilka dni przed Wielkanocą, w Wierzbicy pojawił się biskup Gołębiowski. Zapoczątkowało to trwające kilka dni zamieszki. Do regularnej bijatyki w obecności samego biskupa doszło nawet wewnątrz kościoła. Kilkakrotnie interweniowała milicja, ale jej funkcjonariusze nie zdecydowali się na wywiezienie z Wierzbicy ani biskupa, ani towarzyszących mu księży. 10 kwietnia prymas Wyszyński wydał – ostatni w dotychczasowej historii Kościoła katolickiego w Polsce – dekret, rzucając klątwę na „zdrajców świętej wiary Rzymskokatolickiej" – Kosa i dwóch wspierających go wciąż duchownych. Dwa dni później Kos ostatecznie skapitulował i wraz z pozostałymi księżmi opuścił Wierzbicę. Tym razem definitywnie. Kuria odzyskała kontrolę nad wierzbicką świątynią. Władze wytoczyły w kwietniu 1969 roku proces 11 osobom najsilniej zaangażowanym w odbicie wierzbickiej świątyni, ale kary aresztu orzeczono w zawieszeniu.

Nie wszyscy w Wierzbicy pogodzili się z takim rozstrzygnięciem, czego dowodem jest istniejąca tam do dziś parafia Kościoła mariawickiego.

Autor jest politologiem i historykiem, profesorem nauk humanistycznych, członkiem Rady Instytutu Pamięci Narodowej. Autor i współautor m.in. „Komuniści i Kościół w Polsce 1945–1989", „Historia polityczna Polski 1989–2005", „Bolesław Piasecki. Próba biografii politycznej".

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo