Jak co roku ożywa spór o ocenę Powstania Warszawskiego. Krytycy zrywu powtarzają te same argumenty: stolica została zrównana z ziemią, zginęło 150 tysięcy ludzi, a polityczne i militarne cele, które stawiało sobie dowództwo, nie zostały zrealizowane. Można odpowiedzieć na te zarzuty?
Jestem krakusem i trudno mi bronić decyzji o wywołaniu powstania wobec warszawiaków, którzy mieszkali w stolicy w 1944 roku. Mam jednak zaszczyt znać powstańców warszawskich i wiem, że oni z udziału w tej bohaterskiej walce są oczywiście dumni. Kto ma prawo ich zawstydzać? Zanim ktoś potępi powstanie, niech odpowie na proste pytanie: kto zniszczył miasto i wymordował jego mieszkańców? Czy zrobili to generałowie Okulicki, Bór-Komorowski, Pełczyński – czy może jednak wyłączna odpowiedzialność za tę tragedię spoczywa na Niemcach i asystujących im swą morderczą bezczynnością Sowietach? Stawianie powstańcom zarzutów, że doprowadzili do zniszczenia Warszawy, wydaje mi się wyrazem głębokiego kompleksu.
Co to za kompleks?
To kompleks strachu przed silniejszym, którego trzeba byłoby oskarżyć o zbrodnie na Polsce – i przeciwstawić mu się. Zamiast tego łatwiej obwinić rodaków o wszelkie nieszczęścia. Idąc tropem tego kompleksu, należałoby się godzić na obce panowanie, siedzieć cicho i liczyć na to, że jakieś niezależne od nas siły historii łaskawie zwrócą nam utraconą wolność. W 1939 roku zagarnęły Polskę dwa najbardziej zbrodnicze reżimy w historii, gotowe zrobić wszystko, żeby zniszczyć Polskę. Hitler wielokrotnie formułował ten cel, od września 1939 roku poczynając.