„Wicher” i „Burza” z Francji

Były chlubą Marynarki Wojennej II Rzeczypospolitej. Odesłane tuż przed wybuchem wojny do Wielkiej Brytanii, we wrześniu 1939 roku uniknęły tragicznego losu innych polskich okrętów. Służąc potem u boku flot alianckich, manifestowały, że Polska mimo przegranej wojny obronnej i okupacji nie zginęła i walczy. Kontrtorpedowce – „Burza”, „Błyskawica” i „Grom”.

Publikacja: 10.08.2012 01:01

Podniesienie bandery na niszczycielu ORP „Burza” w Cherbourgu, 10 sierpnia 1932 r.

Podniesienie bandery na niszczycielu ORP „Burza” w Cherbourgu, 10 sierpnia 1932 r.

Foto: narodowe archiwum cyfrowe

80 lat temu, 10 sierpnia 1932 roku, podniesiono banderę na niszczycielu ORP Burza.

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

, z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

Po odzyskaniu niepodległości Polska nie miała portu z prawdziwego zdarzenia, a trzon jej floty stanowiły wysłużone okręty niemieckie przyznane przez aliantów. Dlatego dopiero po rozpoczęciu w 1923 roku budowy portu w Gdyni, można było myśleć o zasileniu marynarki nowymi, większymi jednostkami. Ale państwo stać było tylko na dwa kontrtorpedowce i na trzy okręty podwodne.

Kontrtorpedowce postanowiono zakupić w sojuszniczej Francji, która była ponadto skłonna udzielić Polsce długoterminowej pożyczki na ten cel. 2 kwietnia 1926 roku na podstawie upoważnienia rządu kontradm. Jerzy Świrski, szef kierownictwa Marynarki Wojennej, podpisał umowę z francuską stocznią Chantiers Naval Franc, ais. Z kilku pro- jektów wybraliśmy nowoczesną konstrukcję klasy Bourrasque. Wodowania pierwszego z niszczycieli dokonano dopiero 10 lipca 1928 roku, ukończono go dwa lata później, 21 miesięcy po przewidzianym terminie. Matka chrzestna okrętu Helena Chłapowska, żona polskiego ambasadora w Paryżu, nadała mu imię „Wicher". Kosztował aż 10,8 mln złotych. 15 lipca 1930 roku „Wicher" wpłynął na polskie wody terytorialne.

Drugi z zamówionych okrętów – „Burza" – również powstał z wielomiesięcznym opóźnieniem. Jeden z podoficerów uczestniczących w odbiorze technicznym wspominał: „Kiedy okręt stał na doku w Cherbourgu (...) w skrajniku rufowym, S. Mielnik stwierdził, że zęza ma tam zaledwie 0,5 m głębokości zamiast zgodnie z planami 1,5 m. Zszedł na dok, sprawdził od zewnątrz – zga-dzało się z planami, ale od wewnątrz nie. Co się okazało: Francuzi zgarnęli do tej wąziutkiej zęzy wszystkie śmieci i »świństwa« – pourywane śruby, zepsute nity itd. – pięknie to zaklepali i zamalowali od góry. Gdyby Polacy tego nie odkryli, po roku, półtora wszystko to by wyrdzewiało i wyleciało na zewnątrz przez dziurę w przeżar-tym rdzą dnie. Polscy podoficerowie sami oczyścili ową zęzę, Mielnik osobiście ją później malował farbą ochronną, przy czym na skutek trujących własności poprzedniej farby użytej przez Francuzów zatruł się w czasie pracy i dopiero koledzy wyciągnęli go nieprzytomnego".

Biało-czerwoną banderę na „Burzy" podniesiono 10 sierpnia 1932 roku. „Wicher" i „Burza" weszły w skład utworzonego we wrześniu 1932 roku Dywizjonu Kontrtorpedowców. „Wichra" użyto w 1932 roku do demonstracji siły, która wymusiła respektowanie polskich uprawnień przez niemieckie władze Wolnego Miasta Gdańska.

Bliźniaki z brytyjskiej stoczni

W latach 30. dowództwo MW uznało, że potrzebuje niszczycieli potężniejszych, szybszych i mających większy zasięg niż „Wicher" i „Burza", zdolnych do współpracy z flotami mocarstw zachodnich i ochrony konwojów z zaopatrzeniem kierowanych do Polski nie tylko przez Bałtyk, ale także przez Morze Czarne via rumuńska Konstanca.

29 marca 1935 roku podpisano z brytyjską stocznią J. Samuel White & Co. Ltd w Cowes umowę na budowę dwóch jednostek o wyporności 2183 t. Pierwsza (ORP „Grom") miała zostać zwodowana w ciągu 26 miesięcy, a drugi (ORP „Błyskawica") w 28 miesięcy. Terminy zostały dotrzymane. Polska komisja przeprowadziła odbiór „Groma" w maju 1937 roku, natomiast na „Błyskawicy" podniesiono banderę 25 października.

W maju 1939 roku wobec zaostrzenia się stosunków polsko-niemieckich do Polski przybyła wojskowa delegacja brytyjska. Kontradm. Świrski zaproponował, aby trzy polskie kontrtorpedowce dołączyły do Royal Navy przed rozpoczęciem działań wojennych, unikając niechybnej zagłady na Bałtyku. Brytyjczycy przystali na to. Plan ewakuacji opatrzono kryptonimem „Peking".

Wykonać „Peking"

30 sierpnia 1939 roku o 12.50 z wieży dowództwa floty w Gdyni nadano sygnał: Wykonać „Peking". Dowódcy ORP „Burza", „Błyskawica" i „Grom" otworzyli koperty, w których znajdował się rozkaz dowódcy floty kontradmirała Unruga z 26 sierpnia nakazujący przejście Dywizjonu Kontrtorpedowców (bez ORP „Wicher") do Wielkiej Brytanii.

Ppor. Jerzy Tumaniszwili z „Burzy" wspominał: „30 sierpnia. Dowódca wrócił tajemniczy i milczący. Po chwili zastępca [ppor. Zbigniew Plezia, II oficer artyleryjski] zostaje wezwany do mesy dowódcy. – Odkotwiczenie na godzinę 14 – wyrzucił szybko zastępca, poprawiając czapkę ze skrzywionym emblematem i gwiazdką. Dokąd? Po co? Na trzy kotły? Zbyszek snuje przypuszczenia: – Wiesz, idziemy chyba na spotkanie angielskiej floty, która podobno jest już w Skagerraku. Oczywiście, cóż może być innego. Spotkamy ich i przyprowadzimy do Gdyni. [...] Zacieraliśmy obaj ręce, ciesząc się, że Anglicy pomogą nam złoić skórę Szwabom, bo wiedzieliśmy dobrze, że jeżeli kroki wojenne zostaną wszczęte, to nasza marynarka zostanie w krótkim czasie zlikwidowana".

Przejście przez Bałtyk i cieśniny duńskie kontrolowane przez niemiecką Kriegsmarine było bardzo ryzykowne, ale Niemcy nie zdecydowali się zaczepić polskiego dywizjonu. Dzięki temu 1 września, gdy Polska padła ofiarą agresji III Rzeszy, kontrtorpedowce zawinęły do Szkocji. Obok okrętu podwodnego „Orzeł", który po śmiałej ucieczce z Tallina przedarł się na Morze Północne, oraz jednostek, które zostały internowane w neutralnej Szwecji były jedynym z ocalałych z wrześniowej klęski okrętami bojowymi Marynarki Wojennej. Prawie wszystkie pozostałe zostały zniszczone przez Niemców .

U boku Royal Navy

17 listopada 1939 roku dywizjon odwiedził premier i naczelny wódz gen. Władysław Sikorski. Przemawiając do załóg, podziękował im za dotychczasową służbę i podkreślił, że pokłady okrętów stanowią terytorium wolnej i niepodległej Polski. Następnego dnia w Londynie podpisano polsko-brytyjską umowę o utworzeniu oddziału polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii.

Od 6 września stacjonujące w Harwich polskie kontrtorpedowce patrolowały brytyjskie wybrzeża, atakując bombami głębinowymi niemieckie okręty podwodne i ratując rozbitków z zatopionych jednostek. W grudniu 1939 roku i w pierwszych miesiącach 1940 roku „Błyskawica" i „Grom" uczestniczyły też w akcjach patrolowania wybrzeża holenderskiego.

Po niemieckiej inwazji na Danię i Norwegię w kwietniu 1939 roku wszystkie trzy kontrtorpedowce wyruszyły w osłonie konwoju, zmierzając w rejon północnonorweskiego portu Narwik, skąd transportowano szwedzką rudę żelaza. Po drodze „Błyskawica" została zaatakowana przez U-Boota, lecz torpeda na szczęście chybiła.

Dowódca okrętu podwodnego bez sprawdzenia wysłał do dowództwa meldunek o zatopieniu alianckiej jednostki. Według morskiego przesądu zwiastowało to okrętowi szczęśliwą przyszłość.

Tragedia „Grom"

Polskie okręty wespół z brytyjskimi przystąpiły do patrolowania fiordów w rejonie Narwiku. Ostrzeliwały także oddziały niemieckie przemieszczające się wzdłuż linii kolejowej wiodącej do miasta. Niemiecki oficer kpt. Laugs relacjonował: „Od kilku dni nieprzyjaciel stał się wprost bezwstydny. Wie tak samo jak my, że linia kolejowa jest naszą jedyną drogą dowozową i że w żaden inny sposób nie możemy otrzymać

zaopatrzenia. [...] Ustawia krążownik w środku przed naszym tunelem, jeden kontrtorpedowiec przy wschodnim, drugi przy zachodnim wyjściu. Wskutek tego siedzimy w środku. Poruszy się gdzież cośkolwiek w terenie, kontrtorpedowce strzelają z miejsca, bez względu na to, kto i ilu ludzi się porusza. Jest jeden okręt, który się szczególnie wyróżnia: polski. Nasza zawziętość i nienawiść do niego rośnie z godziny na godzinę".

Owym okrętem był „Grom". 4 maja zajął pozycję w fiordzie Rombakken, skąd ostrzeliwał most oraz linię kolejową w Narwiku. O godz. 8 nad fiordem pojawiły się niemieckie bombowe heinkle 111. Jeden z nich zrzucił bomby z wysokości 5000 m. Dwie trafiły „Grom" – w rejonie maszynowni i w śródokręcie. Niszczycielskie skutki eksplozji zwiększył wybuch torpedy w zniszczonej wyrzutni. Por. Szuster wspominał: „Okręt lekko pochylony na prawą burtę, lecz stoi spokojnie. Marynarze czekają dalszych rozkazów. Patrzą na prawą burtę i oczom nie wierzą, pas blachy około 20 m, wydarty z burty, sterczy nad wodą na wysokości maszynowni. Prawa łódź ratunkowa wisi tylko na dziobowych klubach do połowy w wodzie. Ta już jest stracona. Na tle płomieni i dymu mechanik dywizjonu w pidżamie – pamiętam doskonale: niebieska w białe pasy. – Żadna grodź wodoszczelna nie wytrzyma takiego ciśnienia wody. Trzeba rozdać pasy... Równocześnie słyszę donośny, lecz bardzo spokojny głos dowódcy z pomostu bojowego: – Okręt tonie! Skakać do wody!".

Dowódca „Grom" kmdr por. Aleksander Hulewicz: „Samo zatonięcie okrętu, przypuszczam, nie trwało dłużej jak trzy minuty, tak, że nie zdołano spuścić łodzi i wyrzucić tratew ratunkowych, z wyjątkiem dwóch małych na rufie i jednej na dziobie. Jak stwierdzono, w pomieszczeniu bosmanów luk wejściowy został zablokowany i wszyscy ci, którzy byli w tym pomieszczeniu, jeśli nie zostali zabici, to musieli potem utonąć. Załoga zachowywała się przez cały czas spokojnie. Najmniejszej paniki nie było. Gdy mówiono do marynarzy, by skakali do wody, pytali się, czy był rozkaz dowódcy opuszczenia okrętu. Trudno też sobie wyobrazić większe koleżeństwo niż to, które panowało już w wodzie. Chłopcy pomagali sobie wszystkimi sposobami. Rannych co do jednego ulokowano na tratwy i słyszałem jak krzyczano: – Dowódca jest z nami! Pas ratunkowy dla dowódcy!".

Cztery brytyjskie okręty sprawnie podjęły akcję ratunkową i wyłowiły 17 oficerów i 137 marynarzy. Śmiercią marynarza zginęło 59 członków załogi „Grom". A.D. Divine, brytyjski korespondent wojenny, opisał przekazanie rozbitków na pokład „Burzy": „Gdy »Burza« przybiła wzdłuż burty »Resolution«, na obu okrętach załogi artylerii przeciwlotniczej stały przy dymiących jeszcze działach, orkiestra piechoty morskiej ustawiona pod ogromnymi 15-calowymi działami głównej artylerii pancernika odegrała polski hymn narodowy. [...] Szybko odbyła się czynność przetransportowania rozbitków. Zdrowi przechodzili sami, a potem przyszła kolej na nosze z rannymi. I gdy je niesiono, oficerowie z »Resolution« salutowali przy każdych noszach. A kiedy ostatni z rozbitków opuścił pokład i okręty zaczęły się rozdzielać, orkiestra grała »God Save the King«".

Dwa dni po zatopieniu „Groma" patrolującą fiord Rombakken „Błyskawicę" również opadły wrogie samoloty. „Bombardowanie trwało do godz. 18 z małymi przerwami" – wspominał świadek – „Samolot za samolotem. Naloty z rufy i z dziobu, wysokość 6000, ponad boforsami. Strzelamy ogniem zaporowym, samoloty zrzucają po kilka bomb. Powietrze jak kryształ, bomby ani drgną, idą prościutko. To nam pomogło. Wszystko było jak w zegarku. Samolot z dziobu, my 120 obrotów, prosto obserwujemy. Bomby wyrzucone, 180 obrotów – kurs bez zmiany. Zajmowałem się obserwacją bomb; przez lornetkę; do połowy lotu można było dobrze ocenić, czy idą prosto, czy odchylają się i w którą stronę. Odpowiednia komenda na ster i ani razu pudła w uniku. Boforsy rozgrzały się, sprężyny powrotników pękały, trzeba było wymienić na nowe. Artylerzyści spoceni. [...] Komandor Nahorski manewruje ze spokojem godnym danego mu – właśnie z powodu opanowania – przezwiska Kamyczek. Zapas amunicji wyczerpywał się już, gdy nalot się skończył". W trakcie całodniowej walki okręt uniknął 50 bomb oraz zestrzelił jedną niemiecką maszynę.

Ciężkie chwile pod Dunkierką

Alianci musieli opuścić zdobyty Narwik. 10 maja „Burza" i „Błyskawica" odpłynęły do Wielkiej Brytanii. Po kilkudniowym odpoczynku zostały skierowane w rejon Dunkierki, gdzie Niemcy odcięli Brytyjski Korpus Ekspedycyjny i oddziały francuskie. 24 maja „Burza" znalazła się w opałach. „Nadlatuje zwarta formacja samolotów niemieckich. Pierwsza seria pocisków dział przeciwlotniczych, wybuchając bardzo blisko samolotów, rozluźnia szyk nieprzyjaciela, po czym skrajny szyk przechodzi w lot nurkowy. Dowódca »Burzy« zwiększa szybkość, kładąc jednocześnie ster na burtę. Reszta formacji kolejno przechodzi kluczami w lot nurkowy. Nieprzyjaciel atakuje jednym kluczem poprzedzający »Burzę« kontrtorpedowiec angielski, trzema kluczami drugi angielski kontrtorpedowiec, a pozostałe pięć kluczy atakuje »Burzę«" – zapamiętał jeden z marynarzy. Wybuchające wokół okrętu bomby spowodowały uszkodzenia wielu precyzyjnych urządzeń na „Burzy". Na nieszczęście zacięły się działka przeciwlotnicze 40-mm. Od tego momentu jedyną osłonę stanowiły dwa poczwórne karabiny maszynowe. Strzelali z nich marynarze Henryk Olka i Witold Stankiewicz, nie dopuszczając do zrzucenia bomb przez przeciwnika na okręt. Za męstwo zostali odznaczeni: pierwszy krzyżem Virtuti Militari V kl,, a drugi Krzyżem Walecznych.

Okręt ze względu na uszkodzenia zaczął tracić szybkość. Dowódca kmdr Francki nakazał wyrzucenie za burtę bomb głębinowych oraz torped, aby uchronić okręt przed eksplozją. Decyzja ta była słuszna, gdyż w czasie ostatniego nalotu dwie bomby trafiły w dziób okrętu. Mimo to atak odparto: z 15 atakujących samolotów Polacy zestrzelili dwa. Por. Łoskoczyński, oficer sygnałowy wspominał: „Załogi dwóch nkm na pomoście bojowym, złożone przeważnie z moich sygnalistów, siedziały wciąż przy swych nkm, ocierając pot z czoła i szczerząc do mnie zęby w niemym uśmiechu. – Można powiedzieć, że była to bitwa – zakonkludował krótko dowódca zaciągając się głęboko papierosem. – Nie ma co taić – odparłem z głupia, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. [...] Na siodełku poczwórnego cekaemu siedział mat

Olko z ogromną pajdą chleba z serem; nic nie mógł mi powiedzieć, bo usta miał pełne, lecz podniósł kciuk do góry na znak, że jego sprawy są w najlepszym porządku".

Załoga maszynowni zdołała uruchomić jeden z kotłów i okręt z prędkością 4 węzłów ruszył ku Dover, osłaniany przez brytyjski kontrtorpedowiec. Potem „Burzę" wyremontowano i przezbrojono w Portsmouth.

„Błyskawica" osłaniała ewakuację oddziałów brytyjsko-francuskich z Dun- kierki. 29 maja w czasie patrolu w północnej części kanału La Manche natknęła się na poważnie uszkodzony brytyjski kontrtorpedowiec „Greyhound". Kpt. Romuald Nałęcz-Tymiński wspominał: „Podeszliśmy do »Greyhounda«, aby mu podać hol. W tym momencie zjawiły się niemieckie samoloty. Zadźwięczał sygnał na alarm przeciwlotniczy. »Błyskawica« najeżyła się lufami broni przeciwlotniczej, gotowa do odparcia nalotu, podczas kiedy ekipa rufowa, pod moim nadzorem, podawała hol na dziób »Greyhounda«. Samoloty niemieckie nie zaatakowały nas jednak – miały widocznie jakieś inne, słabiej uzbrojone jednostki na celu – a my bez straty czasu podaliśmy i uregulowaliśmy hol. »Błyskawica« powoli ruszyła naprzód, hol wziął wagę »Greyhounda« i tak, kabel po kablu, z szybkością nieprzekraczającą 6 węzłów, podążyliśmy w kierunku na Dover. Szczęśliwie, żmudny proces holowania nie był przerwany przez żadne ataki nieprzyjaciela".

Dwa dni później „Błyskawica" napotkała uszkodzony przez niemiecką torpedę francuski kontrtorpedowiec „Cyclone". „Nie upłynęła jeszcze godzina od uszkodzenia »Cyclone'a«, kiedy stojący na sterze st. mar. Stanisław Warso krzyknął: – Ścigacze z prawej burty. [...] Znajdujący się na pomoście dowódca okrętu kmdr ppor. Stanisław Nahorski zakomenderował: Lewo na burt. Oficer artylerii skierował na ścigacza prawy bofors i zdołał posłać w ich kierunku serię pocisków. Ścigacze zrobiły ostry zwrot od »Błyskawicy« i zniknęły w ciemnościach nocy. [...] Po upływie niecałej godziny [...] usłyszeliśmy huk eksplozji. Fala akustyczna wybuchu przekazana przez wodę uderzyła w nasz kadłub jak młot pneumatyczny. Zawróciliśmy na kurs wschodni, w kierunku na miejsce eksplozji. Zanim tam doszliśmy, błysk nowego wybuchu rozjaśnił na chwilę ciemności i potężny jego pomruk wstrząsnął powietrzem. Był to francuski kontrtorpedowiec »Sirocco«, który załadowany po brzegi wojskiem francuskim podążał do Dover. Został uszkodzony przez torpedę ścigacza, miał jednak nadzieję na dojście do portu o własnych siłach. Tymczasem przelatujący w tym obszarze bombowiec niemiecki spostrzegł uszkodzonego »Sirocco« i celną bombą posłał go na dno. Podeszliśmy pod miejsce katastrofy, wysyłając łódź okrętową po rozbitków. Łódź nasza wyratowała z morza 15 ledwie żyjących żołnierzy francuskich, w tym jednego oficera".

W osłonie konwojów

Jesienią 1940 roku „Burzę" i „Błyskawicę" skierowano do eskorty konwojów płynących z zaopatrzeniem ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii. Edward Skrzypek, marynarz służący na „Burzy", tak opisał służbę konwojową: „Prowadzenie konwojów należy do najprzykrzejszych zajęć, jakie tylko sobie wyobrazić można. A to ze względu na powolne wleczenie się, a przez to jego długie trwanie, które trwa czasem siedem do dziesięciu dni. Po czterech lub pięciu dniach wyczerpują się świeże produkty, jak chleb, którego na kontrtorpedowcu z powodu braku miejsca wypiekać nie można. W tych wypadkach przechodzi się na suchary, które są twarde jak kamień. Niech w dodatku jest fala, co w jesieni, zimie i na wiosnę jest częste tak, że kucharze nie mogą nic gotować, to sądzę, że każdy ma na tyle wyobraźni, by odczuć, co to jest. Ale i to nie jest jeszcze takie przykre. Trzeba pamiętać, że konwojowanie odbywa się przez tzw. niebezpieczną strefę, tzn. przez takie wody, gdzie nieprzyjaciela spodziewać się można. Łodzie podwodne tylko czyhają, by przez lukę między kontrtorpedowcami zaatakować".

Wytchnienie przyniosły obchody Nowego Roku w Reykjaviku na Islandii. Kpt. Nałęcz-Tymiński wspominał: „Mieliśmy piękny widok na miasto, spotykając Nowy Rok fajerwerkami, rakietami i rykiem syren. Syrena »Błyskawicy« dołączyła do ogólnej kakofonii. Sygnalista wachtowy st. mar. Hliwa zdjął rękę z dźwigni syreny okrętowej i odwrócił się do stojących na pomoście ze słowami: – Ot, szczęśliwy kraj, bez wojny i black-outu. A tam... – zrobił nieokreślony ruch ręką i nie kończąc zdania, znowu pociągnął za dźwignię syreny. Nie potrzebował zresztą kończyć. Wszyscy myśleliśmy to samo. Tak rozpoczęliśmy Rok Pański 1942".

W kwietniu 1942 roku „Błyskawica", osłaniając konwój z Islandii do Gree-nock, wpadła w bardzo silny sztorm. Potężna siła fal spowodowała uszkodzenie kadłuba i okręt odesłano do Cowes do remontu. Miasto zaatakowały niemieckie samoloty. Kpt. Nałęcz-Tymiński opisał ten nalot na podstawie relacji Bronisława Linki: „[...] bezpośrednio po pobudce, udał się on do łazienki. Zaledwie tam wszedł, usłyszał wybuchy bomb i przez iluminator ujrzał kilka samolotów lecących na niskim pułapie, tuż ponad dachami miasta Cowes. Tak jak stał w spodenkach, wybiegł z łazienki i dopadł do lewoburtowego działka przeciwlotniczego. Kiedy siadał na siodełku celowniczego, klakson okrętowy ogłaszał alarm przeciwlotniczy. Ledwie załadował działko, niemiecki myśliwiec bombowy Focke Wolf 190 nalatywał

już na »Błyskawicę« z kursowego kąta 240 stopni (od rufy z lewej burty). Linka otworzył ogień i trafił w samolot, który zwolnił bombę o ułamek sekundy za wcześnie, poderwał się do góry, skręcił w lewo i odleciał. Bomba upadła w błoto pomiędzy nabrzeżem a burtą »Błyskawicy«, pod trapem przerzuconym z nabrzeża na lewą burtę okrętu. Siła wybuchu zerwała umocnienia trapu, podrzucając go w powietrze. Trap zawadził o maszt tuż pod reją, złamał go i spadł częściowo na pokład, a częściowo do wody [...] spadając ugodził dalmierzystę biegnącego prawą burtą do swego stanowiska alarmowego, uszkadzając mu poważnie krzyż". Kilka dni później okręt ponownie odparł niemiecki nalot. Ze względu na silny ogień samoloty musiały zrzucić większość bomb przed miastem.

Pod Algierem i Normandią

Po remoncie „Błyskawica" wzięła udział w operacji „Torch", jak ochrzczono lądowanie aliantów w Maroku i Algierii w listopadzie 1942 roku. Por. Tadeusz Lesisz wspominał: „8 listopada o świcie zbliżyliśmy się do lądu. Statki zaczęły powoli wchodzić do zatoki Algieru. Naszym zadaniem była ochrona od strony morza, mieliśmy również

dodatkowe zadanie zniszczyć czteroinczową [czterocalową] baterię na zachód od Algieru na przylądku Sidi Ferruch. Po jakimś czasie nawiązaliśmy kontakt z naszymi oddziałami na lądzie, które wylądowały bez żadnej opozycji dzięki rozkazowi admirała Darlana [dowódcy wojsk francuskich w Afryce Północnej] zaprzestania walki. Nasza bateria została wzięta bez oporu. Algier był wolny od obstrzału; i reda, i port otwarte dla statków.

Tymczasem zaczęły się uporczywe ataki lotnictwa włoskiego i Luftwaffe, które odpieraliśmy skutecznie. [...] Robił się dzień, kiedy zbliżaliśmy się do zatoki Bougie. Na redzie panowało istne piekło, jedne statki płonęły, niektóre

tonęły i wzywały pomocy, na ich pokładach od czasu do czasu wybuchała amunicja. Uwaga wszystkich była zwrócona na nas, bo stanowiliśmy jedyną efektywną obronę portu. [...] W niedługim czasie radar melduje grupę zbliżających się samolotów, oczy wszystkich wpatrzone są w niebo. Otwieramy ogień całą artylerią. Już pierwsze bomby padają na redzie wokół nas. Samoloty rozbiegają się w różne strony. Nadchodzi następna fala samolotów, strzelamy dalej całym uzbrojeniem, samoloty nadchodzą z różnych stron, ogień kierowany zaczyna być coraz trudniejszy, przechodzimy na ogień lokalny poszczególnych baterii. Okręt gwałtownie manewruje, unikając bomb, lufy dział parują od rozgrzania, dobiega druga godzina bombardowania, stan amunicji zaczyna być groźnie niski, statki trafione płoną... na redzie istna masakra! Wtem czterosilnikowy samolot zbliża się samobójczo do okrętu, zniża się tuż nad kominem, odrywają się bomby. Boforsy zieją na niego ogniem... za chwilę wstrząsnęło okrętem i chwilowa cisza... nadchodzą meldunki... są zabici i ranni, niektóre obsługi dział są zdekompletowane, ale nadal strzelają". W akcji poległo czterech marynarzy, a 44 zostało rannych.

W latach 1943 – 1944 „Błyskawica" pełniła służbę eskortową i brała udział w rajdach przeciwko niemieckim bazom w Norwegii. Potem wzięła  udział w szykowanej wielkiej inwazji aliantów w Normandii. W składzie brytyjskiej 10. Flotylli zabezpieczała flotę inwazyjną przed atakami niemieckich okrętów podwodnych. 26 czerwca 1944 roku na pokład przybył naczelny wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który chciał zobaczyć, jak wyglądają działania inwazyjne na wybrzeżu francuskim. W trakcie podróży korespondent „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza" przeprowadził z nim wywiad: „Od dawna wybierałem się na »Błyskawicę«. [...] Jest ona pierwszym okrętem, na którym wyszedłem na morze. [...] Pobyt dał mi wielką przyjemność stwierdzenia dzielności naszych marynarzy pracujących w ciężkich warunkach".

W końcu czerwca „Błyskawica" wraz z innym polskim kontrtorpedowcem „Piorunem" rozpoczęła rejsy patrolowe wzdłuż wybrzeża francuskiego. Przewoziły też broń dla francuskiego ruchu oporu. 8 czerwca wraz z jednostkami alianckimi stoczyły potyczkę z niemieckimi kontrtorpedowcami koło wyspy Ouessant. Ogień polskich dział przyczynił się do zniszczenia niemieckiego „Z 32", który osiadł na brzegu.

Powrót do kraju

W lutym 1945 roku „Błyskawica" została skierowana na remont do stoczni w Cowes. Koniec wojny zastał okręt w doku. Ostatnim zadaniem był udział w operacji „Deadlight" – zatopienia znajdujących się w rękach Anglików niemieckich okrętów podwodnych.

28 maja 1946 roku na „Błyskawicy" została opuszczona polska bandera. Władze brytyjskie zgodziły się oddać okręt rządowi w Warszawie. Rok później kontrtorpedowiec wyruszył w rejs powrotny do Gdyni, do której dotarł 4 lipca 1947 roku.

Tymczasem „Burza" w latach 1942 – 1944 pływała w eskorcie konwojów, tocząc walki z niemieckim lotnictwem i U-Bootami. Potem była wykorzystywana jako okręt szkolny. Wysłużony okręt był w fatalnym stanie technicznym i nie nadawał się do rejsu do Polski. Dopiero w lipcu 1951 roku został przyholowany do Gdyni.

Oba kontrtorpedowce przeszły remonty kapitalne i zostały przezbrojone w działa i wyrzutnie torpedowe produkcji sowieckiej. „Burzę" wycofano ze służby w 1959 roku. W następnym roku zakotwiczono ją w Gdyni i udostępniono do zwiedzania jako okręt-muzeum. W 1976 roku zastąpiła ją w tej roli „Błyskawica" („Burzę" złomowano rok później), którą można podziwiać w gdyńskim porcie do dziś.

80 lat temu, 10 sierpnia 1932 roku, podniesiono banderę na niszczycielu ORP Burza.

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Pozostało 100% artykułu
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?