W efekcie, kiedy 18 lutego 1951 roku Sejm likwidował święta 3 Maja, a także Trzech Króli (i wiele innych), znalazł się raz jeszcze Rejtan głosujący przeciw, ale nie był to nikt z prorządowych katolików. Sprzeciwił się samotnie Eugeniusz Kwiatkowski, który w tym Sejmie nie zabrał nigdy głosu. Pozbawiony już w roku 1948 stanowiska delegata rządu ds. wybrzeża, które objął, aby pracować dla Polski, jakakolwiek by ona była, potępiony i zmuszony do osiedlenia się w Krakowie, posłował do końca kadencji. Czy dla tego jednego gestu?
Puste fotele
Niektórzy jednak odchodzili. Adam Krzyżanowski od dwóch lat niepojawiający się na Wiejskiej, zrzekł się mandatu latem 1949 r. Dawny sygnatariusz moskiewskich porozumień, nawołujący kiedyś Krajową Radę Narodową do poszanowania niezmiennych zasad kapitalizmu, zniknął po angielsku jak bohaterowie Herbertowskiej „Potęgi smaku". Za kilka miesięcy wiceminister szkolnictwa piętnowała go z trybuny jako reakcyjnego profesora, któremu trzeba było odebrać prawo nauczania młodzieży.
Zagrożenie zawisło nie tylko nad dawnymi opozycjonistami. W sumie 14 posłów wydano sądom. Często po miesiącach od aresztowania dopełniano formalności uchylenia immunitetu, karząc ich kolegów współuczestnictwem – przez akt głosowania. Siedmiu uciekło za granicę albo z niej nie wróciło. Rekordowa liczba 17 posłów zrzekła się mandatów, a od pewnego momentu nie uzupełniano już ubytków. Wiele miejsc świeciło więc pustkami.
Dla przykładu Józef Putek, minister poczt i telegrafów, niedawny wię- zień Auschwitz, gorliwie atakował PSL z tą samą logiką, z jaką przed wojną uczestniczył w rozgrywkach między chłopskimi partiami. Ale w 1948 roku pozbawiono go funkcji ministerialnej, a wkrótce wyrzucono ze Stronnictwa Ludowego, oskarżając między innymi o „sabotowanie sieci wiejskich listonoszów". Wysyłał jeszcze interpelacje do dawnych kolegów z rządu – dotyczyły drobnych codziennych spraw. W roku 1950 wsadzono go do więzienia – na trzy lata.
Ksiądz Tomasz Kołakowski był kapelanem marynarki wojennej i posłem Stronnictwa Pracy. Pod koniec roku 1948 uciekł przez Bałtyk motorówką. Były prezes Centralnego Urzędu Planowania socjalista Czesław Bobrowski miał prostszą sytuację – jako poseł w Sztokholmie poprosił o azyl polityczny. To symboliczne, ale ostatnimi posłami pozbawionymi immunitetu byli dawni przywódcy PPR Władysław Gomułka i Marian Spychalski. System z dyscyplinowania przeciwników i doraźnych sojuszników przerzucił się na wdeptywanie w ziemię swoich twórców.
Ławy tego Sejmu zaludniali działacze powyrzucani ze swych ugrupowań za „uleganie reakcji". Aż 22 socjalistów nie weszło do PZPR albo ich nie dopuszczono, wielu dawno już pozwalniano z posad, ale nadal cieszyli się mandatem, łącznie z byłym premierem Osóbką-Morawskim. Z każ- dego zresztą klubu ktoś wyleciał w ramach rutynowych poszukiwań wroga. Był to więc cmentarz starych czasów. Pytanie, jak często mary przychodziły uczestniczyć we własnym niekończącym się pogrzebie? Zarazem, jak wynika z dziennika Zofii Nałkowskiej, w sejmowym hotelu toczyło się życie towarzyskie, ci, którzy cieszyli się łaskami władzy, coś tam załatwiali – w cieniu aresztów kolegów.
W 1952 roku, gdy rodziła się nowa konstytucja, sześcioletnia Wanda Nadobnik przyjechała do Wronek, aby zobaczyć po raz pierwszy ojca skazanego za rzekome szpiegostwo. Nie poznała go pośród wielu więźniów w szarych drelichach. Jej matka cieszyła się, że dostał „tylko" 13 lat więzienia. Była przekonana, że mąż dostanie karę śmierci.
Kazimierz Nadobnik nie przestał być posłem, lecz na Wiejskiej więcej się nie pojawił. A przecież pomijając tych wszystkich, co zniknęli, jeszcze jakaś czterdziestka nie stawiła się na to najważniejsze głosowanie.
Nie przyszli? Czy może siedzieli na sali, słuchając rytualnej mowy trawy, a w ostatniej chwili... No właśnie, co zrobili? To temat na mocną i smutną powieść. Nie napisała jej Zofia Nałkowska. Ani inny poseł na ten Sejm, z ramienia PPR, autor bardzo humanitarnych sztuk Leon Kruczkowski, który też oglądał to wszystko.
Następny Sejm wyłoniony w 1952 roku z jednej listy nie był już czyszczony. Składał się z ludzi wykutych przez nowy ustrój.
Autor jest publicystą „Uważam Rze"
Lipiec 2012