- Przybywa osób bez pracy, na jednego doradcę zawodowego w pośredniakach przypada kilkuset bezrobotnych. Mamy do wyboru albo zatrudnić nowych pracowników, albo zlecić część usług na zewnątrz – mówi „Rz" wiceminister pracy Jacek Męcina.
Jeszcze w tym miesiącu resort ogłosi pilotażowy program, który zakłada, że do walki z bezrobociem przystąpią za publiczne pieniądze także prywatne agencje zatrudnienia. Jak się dowiedzieliśmy, ministerstwo przetestuje pomysł w trzech województwach: mazowieckim, podkarpackim i dolnośląskim.
W pilotażu, który zacznie się prawdopodobnie wiosną przyszłego roku, mają wziąć udział 2952 osoby bezrobotne. To mają być tzw. trudni klienci, ci, którzy mają największe problemy ze znalezieniem pracy: osoby po 50. roku życia, długotrwale bezrobotne, niepełnosprawni i matki, które nie wróciły do pracy po urodzeniu dziecka.
Doradca z prywatnej agencji ma indywidualnie pracować z każdym bezrobotnym. Podpowie mu, gdzie szukać pracy, razem z nim przejrzy oferty, pomoże napisać CV i list motywacyjny, a następnie przygotuje do rozmowy kwalifikacyjnej.
– Atutem agencji jest to, że działając od dawna na otwartym rynku, ma kontakty z pracodawcami i wie, kto w najbliższym czasie będzie szukał pracowników – mówi Anna Karaszewska z firmy Ingeus, która prowadzi w pośredniakach projekty pomocy bezrobotnym za unijne pieniądze.