- Wojsko wzięło udział w akcji patriotycznej, jednym może się to spodobać, innym nie. Wojsko bierze udział w dziesiątkach różnych akcji. Z pewnością wszystkie formalności zostały właściwie załatwione na szczeblu Dowódcy Sił Lądowych - komentuje decyzję prokuratury w rozmowie z "Rz" ppłk Jacek Sońta, rzecznik prasowy MON.
Akcja "Orzeł może" miała pokazać nowoczesny, radosny patriotyzm. Organizowała ją radiowa Trójka i "Gazeta Wyborcza" pod patronatem prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jej pierwsza część, m.in. marsz 2 maja w Dniu Flagi z różowymi balonikami i czekoladowy orzeł, którego nie można było zjeść, jak tłumaczyli organizatorzy, ze względów sanitarnych, spotkały się dużą krytyką. Impreza nie była też znaczącym sukcesem frekwencyjnym. Czytaj więcej
W dniu, w którym odbywał się marsz, śmigłowce należące do Sił Zbrojnych RP zrzuciły około 3 mln ulotek nad Warszawą, Wrocławiem i Poznaniem. Szczegóły tej operacji ujawnił na swoim blogu prawnik Piotr Waglowski, który wystąpił do Ministerstwa Obrony Narodowej z wnioskiem o dostęp do informacji publicznej.
Otrzymał on szereg pism w tej sprawie. W jednym z nich do szefa MON Tomasza Siemoniaka zwracał się z prośbą o pomoc szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej.
"Informuję, że mając na uwadze rangę przedsięwzięcia, śmigłowce Wojsk Lądowych zostaną wydzielone do zabezpieczenia zadania lotniczego w ramach inicjatywy pod hasłem 'Orzeł może'" - odpisał mu Siemoniak, który wyznaczył do kontaktów w tej sprawie oficera Wojsk Lądowych mjr pil. Mirosława Guzdka.